Reklama
Rozwiń
Reklama

Wielka gazowa porażka

Opóźnienie w budowie terminalu gazu LNG w Świnoujściu nie jest wypadkiem przy pracy rządu Donalda Tuska.

Publikacja: 12.07.2012 20:26

Mariusz Staniszewski

Mariusz Staniszewski

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Polityka gazowa obecnej ekipy od początku była naznaczona grzechem zaniechania. Niemal wszystkie poczynania w tej materii kończyły się porażką.

Zaczęło się od odłożenia budowy gazoportu. Decyzję o jego budowie podjął rząd PiS, ale obecna ekipa - aby pokazać, że nie jest bezpośrednim kontynuatorem polityki poprzedników - odłożyła rozpoczęcie inwestycji o dziewięć miesięcy. Na efekt nie trzeba było długo czekać. Podczas negocjacji gazowych z Rosją okazało się, że polscy negocjatorzy nie są w stanie wyjąć z rękawa żadnego asa, którym mogliby postraszyć ludzi siedzących po drugiej stronie stołu. Nie mogli powiedzieć, że jeśli Gazprom nie opuści ceny gazu, to sprowadzimy tańszy przez terminal.

Efektem krótkowzrocznej polityki był kompromitujący wynik negocjacji. Polska kupuje rosyjski gaz najdrożej w Europie, a dodatkowo zrzekła się właściwie zysków z przesyłania gazu na zachód Europy. Rosjanie dostali więc wszystko, czego chcieli, a rząd wystawił rachunek obywatelom.

Ale wtedy pojawiła się nadzieja, że nadchodzi kres zasilania ogromnymi sumami budżetu Federacji Rosyjskiej. Eksplodowała informacja o wielkich złożach gazu łupkowego w naszym kraju. Według amerykańskich szacunków nasze zasoby miały być największe w Europie. Ale i tu zaczęło się pasmo porażek.

Szybko się okazało, że część koncesji poszukiwawczych wydanych przez Ministerstwo Środowiska budzi poważne wątpliwości. Do resortu wkroczyły służby specjalne i w kajdankach wyprowadziły odpowiedzialnych za koncesje urzędników. Może nawet na Polakach nie zrobiło to większego znaczenia, ale przedstawiciele zagranicznych koncernów zaczęli wysyłać do central swoich firm alarmistyczne informacje o tym, że atmosfera wokół łupków staje się w naszym kraju gęsta. Potem wyszło na jaw, że część z tych koncesji nie zobowiązuje firm do wykonania jakichkolwiek odwiertów badawczych. Oznacza to mniej więcej tyle, że firmy, które takie koncesje otrzymały, będą mogły zarobić na nich krocie. Pozwolenie kosztuje około pół miliona złotych, a sprzedać je można przynajmniej za kilkanaście milionów dolarów.

Reklama
Reklama

Jakby tego było mało, rząd od kilku lat nie jest w stanie stworzyć nowych ram prawnych wydobywania węglowodorów. Nie wiadomo więc, jakiej wysokości opłaty za eksploatację złóż będą musiały płacić koncerny wydobywcze oraz w jaki sposób zasoby będzie kontrolowało państwo. Bez tego żadna firma nie przygotuje biznesplanu dla poważnej inwestycji w Polsce. Łupkowa rewolucja też się więc oddala.

Nieudolność ma jednak swoją cenę. Płacimy ją zarówno jako klienci - wysokimi rachunkami za gaz, ale także jako państwo - wciąż nie mogąc uwolnić się od rosyjskiego monopolu.

Komentarze
Rusłan Szoszyn: Czy Władimir Putin obchodzi Boże Narodzenie?
Komentarze
Bogusław Chrabota: Kubeł zimnej wody w sprawie aresztu dla Zbigniewa Ziobry
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Czego życzyć całemu światu? Pokoju, wzrostu gospodarczego i przełomowych odkryć AI
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Widmo polexitu nad Polską. Nieprzerobiona lekcja brexitu
Komentarze
Bogusław Chrabota: Wizyta zakończona sukcesem
Materiał Promocyjny
W kierunku zrównoważonej przyszłości – konkretne działania
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama