Opublikowany w poniedziałek tekst „Nieświęte rodziny" jest warsztatową porażką – jest napisany na jednym źródle, nie w nim tzw. drugiej strony, popełnia dramatyczny błąd w wyliczeniach. Pytanie czy w tej manipulacji chodzi wyłącznie o efekt marketingowo-sprzedażowy czy to kolejny odcinek krucjaty ideologicznej przeciw „czarnym"?
W artykule mamy wybite na czerwono dwie liczby. Pierwsza z nich mówi, że 60 proc. polskich księży utrzymuje kontakty seksualne z kobietami. Skąd ten wniosek? Z jednych zaledwie badań prof. Józefa Baniaka z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Każdy dziennikarz wie, że aby postawić tak radykalną tezę wypada przeanalizować też inne badania lub przynajmniej porozmawiać z innymi badaczami. Co by się jednak stało, gdyby to nie pasowało do tezy?
To jeszcze nic. Druga liczba mówi, że 10-15 proc. księży ma dzieci ze swoimi partnerkami - tę liczbę bezmyślnie podchwyciły też inne media. Ale to już szczyt manipulacji (a może nieumiejętność przeprowadzenia prostej operacji matematycznej?). W tekście czytamy bowiem (tłumaczy to ten sam autor badań), że spośród księży, którzy przyznają się do kontaktów seksualnych dzieci ma 10-15 proc. Zatem nie dotyczy to wszystkich, tylko wymienionych wcześniej, choć wątpliwych, 60 proc. Jeśli tak jest to 10-15 proc. powinno być wyliczone z tej wielkości. A to daje wynik 6-9 proc., a nie 10-15 proc. Tyle, że to mniej „gorące". No i mniej pasuje do tezy.
Nie ma też w tekście tygodnika, mimo, że wielokrotnie mowa jest o biskupach, żadnego komentarza hierarchów Kościoła. Nie wiem czy Newsweek o to się zwracał, ale warto powiedzieć czytelnikom czy Kościół odmówił komentarza. Jeśli pytanie nie padło, to warsztatowy błąd, który dyskwalifikuje tekst.
Szymon Hołownia zdecydował się wczoraj na odejście z tygodnika Lisa. Nie dziwię mu się. Teksty pisane pod tezę to coraz częściej jego kwintesencja. Tyle, że także Czytelnicy Newsweeka powinni bardziej refleksyjnie podchodzić do publikowanych tam treści.