Kierowany przez minister Krystynę Szumilas resort edukacji jest jak idący na dno okręt. I nie chodzi tu tylko o opisywane wielokrotnie przez „Rzeczpospolitą" nieprawidłowości przy tworzeniu e-szkoły. Te zarzuty - mimo że bardzo poważne, bo mnożą wątpliwości wokół uczciwości osób tworzących projekt, któremu przygląda się już CBA - można by jeszcze, choć z trudem, jakoś przeżyć. W końcu politycy już nas przyzwyczaili do załatwiania, ustawiania, organizowania, polecania się nawzajem.
O wiele większym problemem jest jednak porażający brak wizji i bierność w sytuacji, gdy problemy narastają z dnia na dzień. Karta nauczyciela, sposób finansowania oświaty, dramatyczne wręcz apele samorządowców o podjęcie rozmów... Co na to MEN? Powołuje zespół i ustawia się w roli arbitra.
Masowo zamykane są szkoły. Co robi resort edukacji? Wszystko tłumaczy wyłącznie demografią, zamiast umożliwić elastyczne zarządzanie placówkami.
Brakuje miejsc w przedszkolach. Ministerstwo nie jest nawet w stanie przygotować od pięciu miesięcy projektu ustawy, który umożliwi podział 500 mln zł, jakie w budżecie jest zarezerwowane na ten cel.
Kolejne zamieszanie wokół 6-latków. MEN przesuwa termin wejścia w życie ustawy, będziemy się martwić za rok.