Według szefa MSW kierownictwo Biura Ochrony Rządu jest niewinne, wcale nie musiało sprawdzać stanu lotniska Siewiernyj ani wysyłać funkcjonariuszy na jego płytę, bo to zadanie dla służb miejscowych. I w ogóle po stronie BOR wszystko było OK.
Nie jestem w stanie polemizować z Cichockim. Nie znam szczegółowych przepisów normujących te kwestie ani praktyki, jaka w ciągu ostatnich kilkunastu lat wytworzyła się przy organizacji zagranicznych wizyt polskich prezydentów i premierów. Może racja leży po stronie ministra, a nie prokuratury. Przynajmniej formalna racja.
Tylko że nie sposób nie zauważyć, że wszystko to wpisuje się w szerszy kontekst. Że coraz wyraźniej widać, iż smoleńskiej tragedii po prostu nikt ma nie być winien. A jeśli nikt nie jest winien, no to może i w zasadzie nic się nie stało...? Takie jest niewypowiedziane przesłanie tego, co od dwóch lat serwują nam w tej sprawie rządzący.
To jest uciekanie od rzeczywistości, to jest mimikra. Mimikra nie tylko żałosna, ale i w swej istocie głęboko antypaństwowa. Bo antypaństwowe jest niedostrzeganie, że tragiczna śmierć prezydenta jest niebywałą klęską państwa, czymś na pograniczu stwierdzenia, że to państwo w zasadzie nie istnieje. Że taka śmierć oznacza konieczność działań nadzwyczajnych, a nie śledztwa prowadzonego - jak wyraził to niegdyś Włodzimierz Cimoszewicz - jak dochodzenie w sprawie włamania do garażu. Działań, które po pierwsze posłużą znalezieniu przyczyn tragedii i uniemożliwieniu powtórzenia jej w przyszłości, a po drugie - dowiodą, że państwo podniosło się z niebywałego upadku (jakim jest dopuszczenie do tragicznej śmierci prezydenta) i dalej istnieje.
Tymczasem minister Cichocki, tymczasem rządzący Polską zachowują się tak, jakby tego kompletnie nie rozumieli. I może naprawdę nie rozumieją. A może udają. Może kierują się po prostu egoizmem partyjnym, może logika wojny z ugrupowaniem śp. prezydenta jest dla nich ważniejsza niż wszystko inne.