W jego sobotnim przemówieniu występował trzeźwy naród i zdemoralizowane elity. Amerykańscy oburzeni także mieli swoje 99 proc. społeczeństwa kontra 1 proc. najbogatszych. My usłyszeliśmy o katolicko-patriotycznej sile i „elitach na klęczkach”.
Tam wrogami są FOX i CNN, a tu TVP i TVN otumaniają zdrowy naród stojący z krzyżem na Krakowskim Przedmieściu i zdemoralizowane elity ze swoją mekką w Krynicy i Sopocie. Korporacje mamy tu i tam: „kolonializm”, „wyzysk” i „śmieciowe umowy”.
To, co jeszcze łączy te dwa zrywy, to autentyzm frustracji. Nie wiem, czy podobieństwa w narracji są przypadkowe, ale ludzie w Warszawie z pewnością nikogo nie naśladowali. I tak jak hasłom setek tysięcy ludzi protestujących w całej Ameryce nie można było odebrać racji, tak trudno było w sobotę powiedzieć, że strach przed utratą pracy bierze się znikąd, że przepaść między elitami - którym często bliżej do zachodnich korporacji i Brukseli niż do Polski powiatowej - jest wyolbrzymiana. Nie jest.
Czy świat jest sprawiedliwie poukładany? Nie jest. I w kryzysie, niezależnie od kontynentu, widać tę przepaść jeszcze boleśniej.
Protestujący widzą symptomy choroby, ale nie mają recepty
Sobotnie wystąpienie, a w zasadzie wystąpienia (bo podobnie brzmiał przewodniczący związków zawodowych Piotr Duda) płynęły z nurtem tych napięć. I podobnie jak nowojorscy okupujący przywódcy polskiej opozycji doskonale eksploatowali społeczną frustrację. Ale rzecz nie w podsycaniu nastrojów - to łatwe - rzecz w programie naprawy. A tego dalej brak.