WADA powstała 20 lat temu, gdy stało się jasne, że sport z dopingiem sobie nie poradzi z dwóch powodów: po pierwsze, bo nie ma ku temu wystarczających środków - materialnych i prawnych - i po drugie, bo poradzić sobie nie chce, woli grę pozorów.
Gdy Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl) powoływał agencję, na której czele wkrótce stanie Witold Bańka sportowa rodzina wolała żyć w grzechu i kłamstwie, zamiast skutecznie walczyć z dopingiem. Sytuację odmieniła dopiero reakcja władz państwowych, gdy wiele krajów uznało farmakologiczny doping i jego podawanie za przestępstwo kryminalne. Reakcja opinii publicznej na wyznania największego dopingowego oszusta kolarza Lance,a Armstronga pokazała, że ludzie nie chcą sportu na koksie i nie godzą się na traktowanie tej dziedziny życia jak cyrku bez reguł.
Czytaj także: Witold Bańka szefem Światowej Agencji Antydopingowej
Kiedy sądziliśmy, że WADA będzie mogła działać w spokoju okazało się za sprawą Rosji, jej oszustwa w Soczi i wieloletniego programu wspierania dopingu, że wróciliśmy do czasów, gdy był on sprawą państwową. Pytanie jak ukarać Rosję było kluczowe przed igrzyskami w Rio i dalej jest. Ugodowy MKOl bał się politycznej awantury zagrażającej jego interesom, WADA chciała ostrzejszych sankcji i dziś coraz częściej słychać, że dopingową odnowę może wprowadzić tylko organizacja niezależna zarówno od MKOL, jak i międzynarodowych federacji.
Na początek trzeba załatwić sprawę Rosji, później sprawić, że kraje mniej zamożne zyskają środki (i znajdą uczciwych ludzi) na walkę z dopingiem. Ten program należy wprowadzić, nawet jeśli jego konsekwencją będzie mniej błyskotliwy, przynoszący mniejsze zyski, ale za to uczciwszy sport i może to zrobić polski szef WADA. Z tego co mówił dotychczas wynika, że bliżej mu do sportowych technokratów z MKOl niż radykałów zdecydowanych najpierw na wojnę z Putinem, a potem z całym światem, jeśli dopingowej hydrze odrastać będą nowe łby.
Pewne jest tylko jedno: walka z dopingiem dla globalnej publiczności będzie miała w najbliższych latach twarz Witolda Bańki. Może on wejść do sportowej historii, lub przejść obok niej.