SN podkreślił, że wolność wypowiedzi nie jest prawem absolutnym i podlega ograniczeniom wynikającym z ustaw. Tym samym podtrzymał półmilionową karę, jaką ma zapłacić telewizja TVN za zachęcanie przez Jakuba Wojewódzkiego do wtykania polskiej flagi w atrapy psich odchodów.
Ale decyzja ta bynajmniej nie załatwia wszystkiego. Jak zauważali teoretycy liberalizmu i konserwatyzmu, gdy jakąś kwestię zaczyna rozstrzygać prawo, świadczy to o tym, iż przestaje działać obyczaj. Szkoda więc, że w ogóle komuś w Polsce przyszło do głowy, by wtykać flagę w atrapy psich odchodów. Ale skoro już do tego doszło, skoro dobre obyczaje przestały być barierą, to musiał ją wskazać trybunał.
Chciałbym wierzyć, że celem Jakuba Wojewódzkiego było zwrócenie uwagi na problem zabrudzenia polskich ulic. Być może nawet Wojewódzki ma rację, że nie jest prawdziwym patriotą ten, komu nie przeszkadzają psie odchody na skwerach, komu nie przeszkadza straszna niekiedy brzydota polskich miast i wsi. Ale – jak słusznie uznał Sąd Najwyższy – celebryta do zwrócenia uwagi na ten jakże ważki problem użył zupełnie niewłaściwych środków.
Mam nadzieję, że wyrok SN będzie miał charakter edukacyjny – że każdy dziesięć razy się zastanowi, zanim zrobi happening, i to nie tylko tak radykalny jak happening Jakuba Wojewódzkiego. Mam też nadzieję, że wyznaczona przez Sąd Najwyższy wysoka norma ochrony godła, flagi czy hymnu powstrzyma kolejnych chętnych nie tylko do bezczeszczenia tych symboli, ale również do ich ufajniania. Zgodnie z tym wyrokiem nawet szczytny cel, jakim jest rozpropagowanie wesołego patriotyzmu, nie może się stać pretekstem do produkcji godła z czekolady oraz podmieniania amarantu polskiej flagi na majtkowy róż. Mam wreszcie nadzieję, że również urzędnicy polskiego państwa 100 razy się zastanowią, zanim zdecydują na przykład o patronacie głowy państwa nad akcją taką jak „Orzeł może”.
I jeszcze jedno. Oby wyrok Sądu Najwyższego okazał się wskazówką również dla innych sądów. Skoro swoboda wypowiedzi nie ma charakteru absolutnego, warto, by sędziowie nie tłumaczyli tą wolnością sytuacji, w której dochodzi do ewidentnych profanacji symboli religijnych, jak choćby podarcia Biblii.