Tusk powinien nagrodzić Gowina

W Platformie Obywatelskiej były minister sprawiedliwości wywołuje coraz większą irytację. Jego kolejne inicjatywy uznawane są za szkodliwe dla jedności partii, a w najlepszym wypadku za nastawione wyłącznie na lansowanie samego Gowina.

Publikacja: 20.07.2013 18:08

Michał Szułdrzyński

Michał Szułdrzyński

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała Waldemar Kompała

Chłodno jednak analizując sytuację rządzącej partii, można odnieść wrażenie, że kierownictwo PO, z Donaldem Tuskiem na czele, zamiast go krytykować, już dziś powinno myśleć o tym, jaką nagrodę dać krakowskiemu konserwatyście. I to z co najmniej trzech ważnych powodów.

Po pierwsze start Gowina uratował ideę bezpośrednich wyborów przed całkowitą wizerunkową kompromitacją. Brak kontrkandydata dla Donalda Tuska oznaczałby, że widowisko, które miało udowodnić jak bardzo demokratyczna i obywatelska jest Platforma, zmieniłoby się w plebiscyt poparcia dla jednego wodza. Być może gdyby to nie Gowin zdecydował się na start, władze partii zmusiłby jakiegoś Jana Piprztyckiego z Koziej Wólki do tego, by „rzucił wyzwanie" premierowi, lecz przecież nie o takiego kontrkandydata Tuskowi organizując wybory chodziło. Wszak po wycofaniu się Grzegorza Schetyny wybory i tak straciły swój smak. Polowanie miało być na niedźwiedzia, nie zaś na zające. A że niedźwiedź postanowił zaszyć się w Gawrze, przepraszam, pieczarze.

Drugi powód do wdzięczności dla Gowina wynika z czysto medialnej korzyści jaką odnosi Platforma z działalności byłego ministra sprawiedliwości. Korzyści te są przykrywkowej natury. Rząd boryka się naprawdę z bardzo poważnymi kłopotami: kolejne ograniczenie OFE na rzecz ZUS, międzynarodowa awantura, jaką wywołało odrzucenie przez Sejm ustawy zezwalającej na ubój rytualny, czy wreszcie gigantyczna dziura budżetowa to dla gabinetu Donalda Tuska poważne trudności. Tymczasem Jarosław Gowin wychodzi z kolejnymi inicjatywami, wyzywa Tuska na pojedynek podczas debaty, pisze listy, przeprowadza ankiety i przypomina non stop opinii publicznej o wewnętrznych wyborach i przy okazji o sobie. W efekcie wprowadza do agendy kolejne tematy, które pozwalają odwrócić uwagę, od kłopotów, z jakimi boryka się Donald Tusk? Czy to wszystko mało, by nagrodzić po zakończeniu wyborów Gowina w jakiś sposób?

Co ciekawe robiąc to wszystko, Gowin chcąc

nie chcąc

odgrywa właściwie wyłącznie rolę napisaną mu przez szefa PO. Ba, robi to nie dlatego, że mu się tak podoba, tylko dlatego, ze chyba nie ma innego wyjścia.

Bezpośrednie wybory w PO wszak były pomyślane przez szefa PO jako spektakl, który miał właśnie ogniskować uwagę opinii publicznej. Media zajmując się Platformą miały jej pomóc utrzymać polityczną inicjatywę w trudnym okresie kryzysu. Dopominając się o debatę dwóch kandydatów Gowin może i nawet naprzykrza

się

Tuskowi, ale de facto realizuje jego plan odwracania uwagi od poważnych problemów, jakie przeżywa nasze państwo. W dodatku sam Gowin po wyrzuceniu z rządu nie miał innego wyjścia niż start w wyborach. Inna rzecz, że planowane były one na długie miesiące i być może w tym czasie udałoby mu się objeżdżając Polskę zbudować spor poparcie – oczywiście spore jak na jego możliwości tzn. w okolicach 20-30 proc. głosów członków w PO. Radykalne skrócenie tego okresu ideę demokratycznych wyborów zmieniło w farsę, a samego Gowina zmusiło do radykalnego zaostrzenia języka i zintensyfikowania swoich działań.

Inna rzecz, że sytuacja polityczna w tej chwili działa na niekorzyść Gowina. Gdy rozpoczynał on kilka tygodni temu swą kampanię wyborczą spadki Platformy wydawały się nieodwracalne, co mogło wówczas sugerować, że scena polityczna ulegnie dekompozycji. I choć w ciągu ostatnich kilkudziesięciu dni sytuacja samej PO nie uległa radykalnej poprawie, dziś zamiast dekompozycji obserwujemy radykalną polaryzacje sceny politycznej. Jeśli rzucimy okiem na ostatni sondaż TNS dla TVP widać w nim, że PiS i PO razem absorbują dziś poparcie trzech czwartych chętnych do udziału w wyborach. Partia rządząca owszem, przegrywa w sondażach z PiS, lecz obie rozpychają się na scenie politycznej tak bardzo, że choć jeszcze niedawno mogło się wydawać inaczej, w tej chwili dla nowego ugrupowania nie widać miejsca.

Co więcej, choć jeszcze niedawno w Sejmie aż huczało od plotek i kalkulacji o przyspieszonych wyborach, dziś widać wyraźnie, że nie będą one na rękę ani PiS ani PO.

Wszystko to sprawia, że sytuacja Gowina wcale nie jest różowa. Przy takiej polaryzacji głosów rozstanie z partią rządzącą na dwa lata przed wyborami skazywałoby byłego ministra sprawiedliwości na polityczny niebyt. Być może jesienią sytuacja zmieni się radykalnie, ale na dziś głównym zadaniem, jakie powinno dziś przyświecać krakowskiemu konserwatyście powinno brzmieć: nie dać się wyrzucić z Platformy. W efekcie jest on nie tylko bliżej PO niż parę tygodni wcześniej, lecz musi się zmienić w platformianego patriotę goręcej kochającego partię niż Tusk ze Schetyną razem wzięci.

A skoro Gowin Platformę tak kocha i w dodatku tak jej pomaga, czyż słuszne jest to, że pada ofiarą notorycznego wewnątrzpartyjnego hejtu i „łomotu" (tam Donald Tusk nazywa medialną krytykę swego rządu)? Czyż raczej nie powinien liczyć na wdzięczność swego ugrupowania?

Chłodno jednak analizując sytuację rządzącej partii, można odnieść wrażenie, że kierownictwo PO, z Donaldem Tuskiem na czele, zamiast go krytykować, już dziś powinno myśleć o tym, jaką nagrodę dać krakowskiemu konserwatyście. I to z co najmniej trzech ważnych powodów.

Po pierwsze start Gowina uratował ideę bezpośrednich wyborów przed całkowitą wizerunkową kompromitacją. Brak kontrkandydata dla Donalda Tuska oznaczałby, że widowisko, które miało udowodnić jak bardzo demokratyczna i obywatelska jest Platforma, zmieniłoby się w plebiscyt poparcia dla jednego wodza. Być może gdyby to nie Gowin zdecydował się na start, władze partii zmusiłby jakiegoś Jana Piprztyckiego z Koziej Wólki do tego, by „rzucił wyzwanie" premierowi, lecz przecież nie o takiego kontrkandydata Tuskowi organizując wybory chodziło. Wszak po wycofaniu się Grzegorza Schetyny wybory i tak straciły swój smak. Polowanie miało być na niedźwiedzia, nie zaś na zające. A że niedźwiedź postanowił zaszyć się w Gawrze, przepraszam, pieczarze.

Pozostało 80% artykułu
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Emmanuel Macron wskazuje nowego premiera Francji. I zarazem traci inicjatywę
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rafał, pardon maj frencz!
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rok rządu Tuska. Normalność spowszedniała, polaryzacja największym wyzwaniem
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Rok rządów Tuska na 3+. Dlaczego nie jest lepiej?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Komentarze
Bogusław Chrabota: O dotacji dla PiS rozstrzygną nie sędziowie SN, a polityka