W Polsce postpolityka kojarzy się przede wszystkim z okresem sprawowania władzy przez Platformę Obywatelską. Przywoływany jest w tym kontekście bon mot o ciepłej wodzie w kranie, której społeczeństwo bardziej jakoby potrzebuje niż wielkich projektów, wykuwanych w tradycyjnych wojnach prawicy z lewicą.
A jednak okazuje się, że sporów światopoglądowych nie sposób wygasić. Mało tego, wracają te stare, z lat 90. Tak jest w przypadku odgrzanej sprawy ustawy dekomunizacyjnej. Pomysł w tej kwestii zgłosiła niedawno Solidarna Polska.
Bardzo łatwo kwitować takie inicjatywy zgranym już dość argumentem, że to tematy zastępcze, które są zapalnikami sztucznych konfliktów. Bo przecież Polaków istotnie obchodzi zawartość ich portfeli, czyli kwestie gospodarcze. Wobec tego może się wydawać, że mniej ich obchodzą chociażby rozrachunki historyczne sprzed 20 lat.
Ale to tylko jedna strona medalu. Trzeba jednak brać pod uwagę i drugą. Żadne państwo nie może funkcjonować poza systemem wartości, a ten przecież w żadnym wypadku nie jest światopoglądowo neutralny. Świadomość historyczna czy definicja małżeństwa i rodziny znacząco determinują treść ustawodawstwa, w tym samą konstytucję.
I w takich kategoriach trzeba traktować na przykład spór o gender. Nie jest obojętne, czy dzieci w przedszkolach i szkołach będą poddawane ryzykownym czy wręcz szkodliwym eksperymentom społecznym. Politycy nadal mają więc o co kruszyć kopie. Ale nie może to być bicie piany.