Tymczasem, niezależnie od tego, jak bardzo oburza to ??i dziwi owych „rozsądnych", właśnie kwestie ideowe ??i historyczne rozbudzają emocje Polaków. I nie należy się temu dziwić ani – tym bardziej – oburzać się.

Jeśli chodzi o kształt systemu gospodarczego, to w Europie chyba rzeczywiście mamy koniec historii. Można oczywiście w kampanii obiecać nieco więcej lub nieco mniej wyborczej kiełbasy, ale wszystko to mieści się w ramach liberalnego konsensusu i nie wykracza poza pomysły znane i stosowane w naszym regionie świata. Zresztą gdy dochodzi do rządzenia, to okazuje się, że decyzje gospodarcze nie są kwestią ideową czy nawet programową, ale wyłącznie techniczną, zależną od koniunktury. Zdeklarowani etatyści obniżają więc podatki (jak Kaczyński i Miller), a dawni liberałowie podwyższają daniny (jak Tusk). I nikt nie twierdzi, że jedni albo drudzy obalają system wolnorynkowy.

Rzeczywistych różnic między politykami należy więc szukać gdzie indziej. Tam, gdzie kończą się jałowe i rytualne kłótnie ekonomiczne, a zaczyna się szeroko rozumiana sfera idei. Na tym polu prowadzone są prawdziwe spory i pojawiają się realne różnice. Tu – słuchając deklaracji i argumentów – możemy się dowiedzieć, kim naprawdę są kandydaci na najwyższe urzędy, co jest dla nich ważne, a co drugorzędne. Poglądy w tych kwestiach znacznie więcej nam powiedzą o tych ludziach niż mniej i bardziej populistyczne obietnice dotyczące VAT ??i PIT.

Słuchajmy więc uważnie ludzi na świeczniku. Pytajmy Leszka Balcerowicza o Powstanie Warszawskie, Marka Belkę o żołnierzy wyklętych, Jacka Rostowskiego o marszałka Piłsudskiego, a Grzegorza Kołodkę o pułkownika Kuklińskiego. To najlepszy sposób, żeby dowiedzieć się nareszcie, jak politycy rozumieją służbę Polsce.