Wczorajsza decyzja biskupów była do przewidzenia – zwyciężył faworyt, hierarcha uważany za koncyliacyjnego, odrzucający skrajności. Można mieć nadzieję na kontynuację wyważonej linii polskiego Kościoła – także dlatego, że wygrał dotychczasowy zastępca poprzedniego przewodniczącego, abp. Józefa Michalika, zawsze skłonnego do rozmów i debat, ale twardego, gdy w grę wchodziły sprawy najważniejsze.

Arcybiskupa Michalika, który był pierwszym przewodniczącym episkopatu niepiastującym zarazem tytułu prymasa Polski, żegnamy z szacunkiem i sympatią. Jeśli dziś wybór nowego przewodniczącego budzi tyle emocji i oczekiwań, to zasługa abp. Michalika i 10 lat jego pracy. To on zbudował silną pozycję szefa episkopatu, otwartego, chętnie kontaktującego się z mediami, nawet tymi, które wciąż czyhały na jego potknięcie.

Skoro wspomniałem o mediach, to warto też zwrócić uwagę na sposób, w jaki polscy biskupi poinformowali o swojej decyzji. Zanim usłyszeli o tym zgromadzeni przed salą obrad dziennikarze, rzecznik episkopatu ks. Józef Kloch podał już wiadomość na Twitterze.  To pewnie przypadek, że stało się to parę godzin po szkoleniu medialnym, jakie zaaplikował hierarchom sekretariat episkopatu, ale warto postrzegać to novum jako kolejny sygnał, że polscy biskupi nie są – jak chcieliby ich widzieć zaciekli antyklerykałowie – gromadą stetryczałych dziadków, ale ludźmi gotowymi głosić odwieczne ?i niezmienne prawdy współczesnymi metodami.

Arcybiskup Gądecki nie jest hierarchą, który chciałby naginać naukę Kościoła, aby przypodobać się liberalnym mediom. Był przez nie zresztą krytykowany za wypowiedzi na temat gender i aborcji podczas świątecznych kazań. Sprawy, którym teraz zamierza się poświęcić, to duszpasterstwo młodzieży, rodzin i powołania.

Należy też przypomnieć, że nowy przewodniczący krytykował kiedyś zbyt bliskie związki niektórych biskupów z jedną opcją polityczną. Te słowa dają nadzieję, że polski Kościół będzie bronił wiary i wiernych zawsze równie zdecydowanie, niezależnie od tego, kto będzie rządził państwem.