Kiedy w Kijowie ukraińskie władze przystępują do porządkowania państwa, ogłaszają program reform, krok po kroku dla swojej sprawy zdobywają poparcie większości demokratycznego świata, na wschodzie i południu Ukrainy wciąż dominuje perspektywa podżegaczy wojennych. To z jednej strony Krym, który ogłupiony rosyjską propagandą o nadciągającej fali ukraińskiego nacjonalizmu już jutro zagłosuje w lokalnym „referendum"; z drugiej – coraz gorętszy Donieck, gdzie polała się krew i zaczęli ginąć ludzie.

Trudno mieć wątpliwości, jaki będzie wynik krymskiego „referendum", podobnie jak całkiem łatwo wyobrazić sobie scenariusz kolejnych dni na Wschodzie. Niedzielny wybór mieszkańców Krymu z pewnością będzie triumfem Władimira Putina. Podczas gdy krymscy separatyści dokonają „słusznego" wyboru i zażądają włączenia autonomii do Federacji Rosyjskiej, ich sympatycy w Doniecku czy Charkowie zgłoszą podobne postulaty. Wszystko pod presją medialnego huraganu z Moskwy i wojsk rosyjskich „manewrujących" na wschodniej granicy.

Co na to wolny świat? Czy da się zwieść Moskwie? Wątpię. Mimo wszechobecnego lenistwa, pacyfizmu i przygniecenia konsumpcjonizmem, Zachód nie kupi narracji Putina. Niepodległego Krymu nikt nie uzna. Sankcje wobec Rosji mogą być naprawdę dotkliwe i pociągnąć jej gospodarkę na dno. Perspektywa bankructwa niebezpiecznie się przybliży, o czym coraz częściej słychać w kręgach światowych ekspertów ekonomicznych. Już dziś kapitał ucieka z Rosji i gwałtownie rośnie ryzyko inwestowania w tym kraju. Eskalacja konfliktu dodatkowo osłabi rosyjską ekonomię. Skutkiem musi być strategiczna porażka i koniec snów o sterowanej rękami Putina Unii Eurazjatyckiej.

Bo – powiedzmy to wyraźnie – sukcesu Unii bez zdrowej gospodarki centrum nie będzie. Centrum zaś, zamiast liczyć zainwestowane miliony dolarów, liczy dywizje i armaty. To Kijów stawia na gospodarkę i z pomocą świata odniesie sukces. Oto dwie prędkości pod tą samą szerokością geograficzną i dwa sposoby myślenia o państwie. Nietrudno zgadnąć, który jest nam bliższy.