Nie lepiej wygląda to w spotach innych partii. „Twój Ruch Europa Plus powstał po to, by PiS nie wrócił do władzy" – takie jest przesłanie filmów z udziałem Janusza Palikota, choć nikt nie słyszał o tym, by po ?25 maja miał w Polsce zacząć rządzić Jarosław Kaczyński.
Z kolei Jarosław Gowin proponuje kupowanie przed wyborami wyłącznie polskich produktów, a Solidarna Polska chełpi się tym, że udało jej się przeforsować... upamiętnienie płk. Ryszarda Kuklińskiego. „Pseudoelita III RP musi odejść. Czas na zmiany" – słyszymy w reklamówce Ruchu Narodowego, zupełnie jakby Parlament Europejski rządzony był przez autorów okrągłostołowego spisku.
Jedyną bodaj partią, która skupia się naprawdę na Europie, jest SLD, lecz i on robi to wyłącznie po to, by pokazać, że wybory rozstrzygają się nie między PiS a PO, ale między PO a SLD (bo te ugrupowania należą do największych europejskich frakcji).
Nie spodziewam się, by w najbliższych dniach partie wyprodukowały lepsze reklamówki. Jednak wbrew obrazowi, który się wyłania ze spotów, Parlament Europejski to miejsce, gdzie podejmuje się realne decyzje i gdzie istnieje realna polityka. To tam podejmuje się decyzje kluczowe dla naszej gospodarki – dotyczące choćby ograniczenia w Polsce produkcji papierosów, warunków wydobycia gazu łupkowego czy podniesienia ceny emisji CO2.
Dlatego mniejsze znaczenie ma to, czy Karol Karski rozbił meleksa (o czym przypomina spot PO), albo to, czy Jacek Protasiewicz kłócił się z niemieckimi celnikami (co wypomina spot PiS), niż to, jakie poglądy mają kandydaci tych partii w najważniejszych dla Polski sprawach.