Reklama

Smoleńsk. Gorzej niż zbrodnia

Cztery lata po tragedii smoleńskiej trzeba przyznać rację tym, którzy od początku mówili, że nie należy ufać Moskwie.

Publikacja: 10.04.2014 06:16

Dominik Zdort

Dominik Zdort

Foto: Fotorzepa/Ryszard Waniek

I nie chodzi o teorię, że 10 kwietnia 2010 roku mieliśmy do czynienia ?z zamachem, za którym stoi Kreml. Niezależnie od tego, czego dowiemy się w przyszłości o przyczynach katastrofy, już teraz można ?z pewnością stwierdzić, iż Rosja miała ogromny udział w wykopaniu głębokiego rowu, który podzielił Polaków po Smoleńsku. I nie da się zaprzeczyć, że była to polityka zamierzona.

Trudno wymienić wszystkie „wrzutki", z jakimi mieliśmy do czynienia w ciągu tych czterech lat, ale przypomnijmy, jak bardzo rosyjski odczyt nagrań z czarnej skrzynki różnił się od polskiego i o tym, że generał Andrzej Błasik – wbrew tezie MAK – nie był pod wpływem alkoholu. I o wraku samolotu Tu-154M, którego Rosjanie nie chcą oddać Polsce.

Ekipa Putina zręcznie wykorzystała podejrzliwość jednych i łatwowierność innych polskich polityków. Wie, że gdy kolejny smoleński problem staje na porządku dziennym, natychmiast rozpalają się u nas emocje i Polacy zaczynają się obrzucać oskarżeniami.

Wszyscy pamiętamy pierwsze godziny, dni, tygodnie po katastrofie ?– Władimira Putina pogrążonego w bólu, w uścisku z Donaldem Tuskiem. Bukiety kwiatów i świece zapalane przez zwykłych Rosjan przed polską ambasadą w Moskwie. Nie twierdzę, że były to gesty nieszczere. Jednak ludzie rządzący Polską zareagowali wtedy mało odpowiedzialnie. Nie zabiegali o większy udział przedstawicieli polskich władz i organów ścigania w prowadzonym na terenie Rosji śledztwie, nie uzyskali jakichkolwiek gwarancji, że będzie ono zgodne ze standardami panującymi w krajach demokratycznych. Wręcz przeciwnie – przekonywali nas, że Rosji w sprawie Smoleńska trzeba zaufać.

Nie chcę przesądzać, czy – jak uważają niektórzy politycy PiS – Tusk prowadził z Putinem polityczną grę przeciw Kaczyńskiemu. Jednak polski premier w najlepszym razie wykazał się ogromną naiwnością. Zapomniał, czym jest Moskwa i kto w niej rządzi. Uznał ludzkie – być może szczere – reakcje za polityczne deklaracje. Rosja współczująca Polsce stała się w jego oczach krajem demokratycznym i praworządnym, szanującym suwerenność sąsiadów, rozwiązującym konflikty pokojowymi sposobami...

Reklama
Reklama

Cztery lata po Smoleńsku i niespełna miesiąc po aneksji Krymu taką naiwność trzeba ocenić słowami Talleyranda: to gorzej niż zbrodnia, to błąd.

I nie chodzi o teorię, że 10 kwietnia 2010 roku mieliśmy do czynienia ?z zamachem, za którym stoi Kreml. Niezależnie od tego, czego dowiemy się w przyszłości o przyczynach katastrofy, już teraz można ?z pewnością stwierdzić, iż Rosja miała ogromny udział w wykopaniu głębokiego rowu, który podzielił Polaków po Smoleńsku. I nie da się zaprzeczyć, że była to polityka zamierzona.

Trudno wymienić wszystkie „wrzutki", z jakimi mieliśmy do czynienia w ciągu tych czterech lat, ale przypomnijmy, jak bardzo rosyjski odczyt nagrań z czarnej skrzynki różnił się od polskiego i o tym, że generał Andrzej Błasik – wbrew tezie MAK – nie był pod wpływem alkoholu. I o wraku samolotu Tu-154M, którego Rosjanie nie chcą oddać Polsce.

Reklama
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Mojsza jedność, czyli jak Karol Nawrocki przypomniał, co nas dzieli
Komentarze
Marsz Niepodległości: Ja Polak, ja łachmyta
Komentarze
Bogusław Chrabota: O mądry patriotyzm
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Zakończenie paraliżu rządu USA może doprowadzić Demokratów do zwycięstwa
Materiał Promocyjny
Rynek europejski potrzebuje lepszych regulacji
Komentarze
Marzena Tabor-Olszewska: Jemy za dużo mięsa! A może za mało? Wojna światów trwa w najlepsze
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama