Na beatyfikację czekało się jak na oficjalne potwierdzenie tego, ?co wszyscy (poza profesorem Hartmanem, bo ten już zupełnie stracił głowę) czuliśmy.
Kanonizację nie bardzo wiadomo, jak gryźć. Niby na poziomie intelektualnym wszystko jasne: to nie żaden niebiański awans, ?Jan Paweł II nie stanie się za dwa tygodnie bardziej święty, to zezwolenie na to, by jego dobrym bożym życiem mogli się oficjalnie, ?w liturgii, cieszyć wszyscy katolicy na świecie. Gdy jednak rozmawiam ?z ludźmi w Kościele oraz tymi ?z zewnątrz (którzy przychodzą, by pięć razy na tydzień zapytać: „Czy sądzi pan, że istnieje pokolenie JP2?"), mam wrażenie, że dla wielu kanonizacja jest wydarzeniem zauważalnym, ale jednak z gatunku tych, które się odfajkuje, a później, no właśnie – później co?
Po śmierci Jana Pawła czekaliśmy na jego pogrzeb. Po pogrzebie emocje podgrzewało czekanie na beatyfikację. Wszyscy pytali: kiedy? Będzie cud? Gdy to się wyjaśniło, zaczęło się drugie okrążenie. Kiedy będzie „święty"? Czy papież zrobi wyjątek? Dlaczego jeszcze nie teraz? Co mówi postulator? Co sądzi kardynał Dziwisz? Zaklinanie daty kanonizacji stało się narodowym sportem, czekaliśmy na nią jak na powtórny chrzest Polski. Czym będziemy się podgrzewać po ?27 kwietnia? Na płaszczyźnie dat, dekretów, etapów nic większego się już przecież nie zdarzy.
Marzę, że największym cudem Jana Pawła będzie wymodlenie nam, byśmy przełączyli się wreszcie ?z myślenia o życiu jako o serii szczytów, na które trzeba się ?z mozołem wspiąć (by później ?z nich nieuchronnie schodzić), ?na koncepcję liniową – pracę organiczną, regularny marsz. Byśmy słynnym Proustowskim „często, ?ale niedużo naraz" wyleczyli nadwiślańską psychozę maniakalno-depresyjną (i w polityce, i w sporcie jest przecież tak samo jak ?w religii: erupcja narodowej dumy wokół beatyfikacji; tydzień później już biczowanie: och, jacy to jesteśmy beznadziejni, nikt nie czyta encyklik JP2).
A gdybyśmy tak zamiast reanimować emocje, które przeżywaliśmy w kwietniu 2005 roku, ogłosili pozytywistyczny program do wykona-nia nie w tłumie, ale w domu: zainspi?rowany wielkim papieżem, sięgnij do tego, do czego on sięgał, czytaj Pismo Święte? I spokojnie: na początek przez miesiąc, dziesięć minut dziennie, bez wielkich postanowień, że przez godzinę i na zawsze.