Tymczasem na Ukrainie zmienia się społeczeństwo, ale pierwszoplanowi politycy są wciąż ci sami, co dziesięć lat temu: wieczna opozycjonistka Julia Tymoszenko, szef rządu Arsenij Jaceniuk, dotychczasowy pełniący obowiązki prezydenta Ołeksandr Turczynow. No ?i sam nowy prezydent – wcale nie jest taki nowy. Petro Poroszenko już drugą dekadę jest obecny na ukraińskich, europejskich i światowych salonach władzy, biznesu czy opozycji. Był i ministrem gospodarki i spraw zagranicznych.

Doświadczenie może być siłą Poroszenki w tłumieniu rebelii na wschodzie, ale czy na pewno w prowadzeniu niezbędnych reform w kraju? Za główne nieszczęście Ukrainy prezydent uznał korupcję. Złodziejstwo urzędników może bowiem doprowadzić do upadku państwo, czego przykładem omal nie stała się Ukraina. Kraj wpadł przecież w kłopoty nie z powodu rosyjskiej interwencji na wschodzie, lecz złupienia kasy państwa i zawalenia się gospodarki, co było dorobkiem rodzimego klanu Janukowyczów, a nie Władimira Putina. ?Rosyjski sąsiad po prostu wykorzystał sytuację, jak to ma w zwyczaju.

Poroszenko zaś prowadził swój biznes nie na Księżycu, lecz nad Dnieprem. Widział, wiedział, ale czy współuczestniczył? Był w końcu jednym z tych, którym się udało, w takich warunkach, jakie były. To sprawia, że jego wiarygodność w sprawie najważniejszych reform jest niewielka. A jeśli społeczeństwo uzna, że zupełnie mu już nie wierzy, rewolucja Majdanu będzie miała dalszy ciąg, tym razem z naprawdę nieobliczalnymi konsekwencjami dla ukraińskiej państwowości.

Choć problemy wiary i niewiary nie powinny być ?w XXI wieku sprawą polityki, to jednak nic innego w tej sytuacji nie pozostaje. Można tylko wierzyć Poroszence – lub nie. Na pewno zaś ma buławę w plecaku, czyli szansę na ogromny sukces.