Premier, któremu wydawało się, że skutecznie „rozmasował" problem podczas poniedziałkowej konferencji prasowej, dał się zaskoczyć absurdalną i w oczywisty sposób szkodliwą dla państwa akcją ABW i prokuratury w redakcji „Wprost". Zdumieni telewidzowie na żywo mogli śledzić akcję bezpardonowej próby przejmowania materiałów z podsłuchu w redakcji tygodnika. Akcję transmitowały główne telewizje informacyjne – siłą rzeczy sojusznicy oblężonej redakcji, dla której decyzja prokuratora o zabezpieczeniu nagrań podsłuchów, czyli dowodów przestępstwa, musiała oznaczać i oznaczała zamach na tajemnicę dziennikarską.
O ile jeszcze w poniedziałek premier Donald Tusk stawał przed dziennikarzami, między którymi miał sojuszników i przeciwników, o tyle po akcji we „Wprost" ciężko będzie znaleźć w środowisku mediów jakiekolwiek ślady poparcia. Powiedziała mu to zresztą w oczy podczas konferencji prasowej Monika Olejnik.
Czy precedensowy w skali ostatniego ćwierćwiecza najazd służb na redakcję niezależnej gazety dokonał się za wiedzą premiera? On twierdzi, że nie, ale trudno kwestionować, że podległe resortowi spraw wewnętrznych służby, nawet jeśli działały, wykonując decyzje niezależnej prokuratury, w tej konkretnej sprawie powinny działać za wiedzą rządu i jego ministrów. Niezależność pionu prokuratorskiego od rządu nie oznacza bowiem zakazu współpracy, co więcej, taka współpraca, nie tylko operacyjna, jest zupełnie naturalna. Dlatego też trudno zakładać, że o akcji we „Wprost" nie wiedział minister Bartłomiej Sienkiewicz – z jednej strony zainteresowany zdobyciem dowodów przestępstwa, ale też w związku z inwigilacją jego osoby, mogący się kierować tyleż profesjonalizmem, ileż emocjami, by – z litości – by nie powiedzieć „zemstą". Czy nie wiedział? Jeśli tak, to mamy kolejny dowód na jego kulawą kompetencję. Jeśli jednak wiedział i nie poinformował o akcji premiera, jest to jego kolejny, coraz bardziej pogrążający rząd, osobisty błąd.
Zastanawia jeszcze w tym wszystkim niefrasobliwość prokuratora generalnego Andrzeja Seremata, który – jak się dowiadujemy – najspokojniej wyleciał w środę po południu na długi weekend. Można się domyślać, że ze spokojnych chwil relaksu wyrwał go dopiero późnowieczorny telefon od premiera, którego skutkiem – jak należy sądzić – było wstrzymanie akcji w tygodniku.