Prezydent, który jeszcze kilka dni temu mówił, że nie ma podstaw do unieważnienia wyborów teraz odmawia w odpowiedzi na to pytanie, mówiąc, że to kompetencje sądów. - To nie ja mam oceniać – mówił. - Ważne dla Polski nie jest poczucie pana prezydenta tylko przestrzeganie prawa – ucinał.
Zmienił też podejście do sprawy oskarżeń opozycji o fałszerstwa wyborcze. Początkowo mówił, że kwestionowanie wyniku wyborczego jest szaleństwem. Choć rano zapewniał, że dalej tak uważa, istotnie zmodyfikował strategię: - Powiem więcej, dzisiaj widzę to raczej jako przejaw takiej cynicznej, bezwzględnej walki politycznej, chęć zmobilizowania własnych wyborców a jednocześnie zakwestionowania wyniku wyborów, który wydawał się, że nie jest po myśli politycznej konkretnego środowiska.
To strategia znacznie bardziej polityczna i racjonalna. Zamiast mówić o szaleństwie, prezydent podkreśla, że ci, którzy kwestionują wynik wyborczy mają w tym po prostu cel polityczny. Zamiast emocji, wskazuje na kalkulację. Czy to strategia słuszna – to zupełnie inna sprawa. Pozwala jednak Komorowskiemu powiedzieć, że on nie chce wchodzić w bieżący spór polityczny, tylko gasić spory polityczne.
Dlatego w dzisiejszej wypowiedzi Komorowskiego już nie ma ani śladu przekazu, że nic się nie stało, że wybory przeszły dobrze i tylko opozycja się awanturuje. - Jeżeli się oskarża o fałszerstwo całą Polskę to jest to w jakiejś mierze podkładanie ładunku wybuchowego pod demokrację – dodaje.
Komorowski mówi – opozycja gra swoją grę, a ja nie dam się w to wciągnąć, ja wyciągam wnioski z kryzysu, który powstał. Jakie? Na przykład naprawi kodeks wyborczy, poprzez inicjatywę ustawodawczą przywracającą obowiązek podania przyczyny nieważności głosów. Przy okazji prezydent daje prztyczka w nos Sejmowi, który nowy, lecz dziurawy kodeks uchwalił. I to posłów w dużej mierze obarcza winą za chaos, nie tylko PKW. - Komisja niewątpliwie odpowiada za awarię systemu sumowania głosów, odpowiada za stworzenie wrażenia, że policzy szybko, a policzyła stosunkowo wolno. Być może jest pytanie o to, czy była wystarczająca i słuszna akcja edukacyjno-informacyjna, ale cały szereg błędów czy kłopotów wynikał wprost właśnie z kształtu kodeksu wyborczego, przegłosowanego przez parlament na przełomie roku 2010 i 2011 – mówił w RMF FM.