Nie da się dłużej udawać – tak robi konsekwentnie rząd „ciepłej wody w kranie" – że nie wprowadzając w tej dziedzinie fundamentalnych zmian uda się poprawić obecną sytuację. Będzie tylko gorzej. Powody są trzy. Marnotrawstwo w systemie, starzenie się ludności i niskie wydatki publiczne na ten cel.
Obrazek zapaści przynosi opisany dzisiaj w Rzeczpospolitej raport Najwyższej Izby Kontroli. Jak pisze Grażyna Zawadka Izba wręcz „miażdży służbę zdrowia". Klika faktów. Kolejki do zabiegów wciąż się wydłużają – na wizytę u kardiologa czekamy 2 miesiące, u okulisty ponad miesiąc, ponad 600 tys. Polaków stoi w kolejce po rehabilitację. Tragicznie wygląda także czas oczekiwania na protezę stawu biodrowego (blisko 2 lata) czy zaćmy (ponad dwa lata). Do tego zaczyna brakować lekarzy.
Mimo tego w resorcie zdrowia wciąż zasiada nieudolny minister Bartosz Arłukowicz, który ani myśli o wprowadzaniu głębokich reform. Jego pakiet onkologiczny to wyłącznie żonglowanie brakami, a nie pomysł na strukturalną zmianą. A od niej uciec się nie da.
Po pierwsze system jest nieszczelny, marnotrawi pieniądze ubezpieczonych, nie premiuje wystarczająco oszczędnych i zapobiegliwych.
Po drugie zbliżające się demograficzne tsunami w postaci starzenia się ludności spowoduje eksplozję wydatków na leczenie. Najwięcej kosztuje kuracja osób w podeszłym wieku.