Bartkiewicz: Loty marszałka Kuchcińskiego: PiS zastawił pułapkę na PiS

Sprawa lotów marszałka Marka Kuchcińskiego z rodziną rządowym samolotem w rodzinne strony powinna uświadomić politykom PiS, że ich schlebianie wyborcom okazującym wrogość do elit w krótkiej perspektywie przynosi polityczne zyski, ale w długiej będzie przeszkadzać w budowie sprawnego państwa.

Aktualizacja: 27.07.2019 22:52 Publikacja: 27.07.2019 11:11

Bartkiewicz: Loty marszałka Kuchcińskiego: PiS zastawił pułapkę na PiS

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Ten scenariusz jest znany i przerabialiśmy go już w czasie awantury o premie przyznawane przez Beatę Szydło członkom swojego rządu. Najpierw słyszymy, że problemu nie ma, bo pieniądze czy miejsca w samolocie się przedstawicielom władzy po prostu należały. Potem są tłumaczenia niczym owe słynne „nieprawda, że dach przeciekał, a poza tym prawie w ogóle nie padało”. W przypadku nagród ministrowie przekonywali, że często nawet nie byli świadomi, że je dostają, bo nie analizują dokładnie swoich pasków z wypłatą; w przypadku lotów marszałka słyszeliśmy, że czy marszałek leci sam, czy z rodziną – koszt lotu jest taki sam. Na koniec Jarosław Kaczyński marszczy brwi – i ministrowie oddają nagrody, a marszałek przekaże równowartość kosztów lotu jego familiantów rządowym samolotem na cele charytatywne. A jeśli opinia publiczna nadal jest wzburzona to zawsze można jeszcze obniżyć pensje parlamentarzystom.

PiS wpada tu jednak we własne sidła. Politycy tej partii tak długo przekonywali, że „wystarczy nie kraść”, że „skromność, umiar, pokora”, że polityka to misja, która powinna być realizowana przez ludzi nieomal pozbawionych materialnych potrzeb, czego symbolem jest Jarosław Kaczyński, że dziś – po zawieszeniu poprzeczki na tak wysokim poziomie – nie są w stanie się pod nią prześlizgnąć niezauważeni. Jeśli skandalem było to, że do domu w Sopocie rządowym samolotem latał premier Donald Tusk, to skandalem jest Marek Kuchciński latający z rodziną. Tertium non datur – ascetyczny absolutyzm moralny ma w tym wypadku wymierną polityczną cenę.

Czytaj także: Marek Kuchciński pokryje koszty lotów z rodziną

Jednak rozgrywając polityczną partię w taki sposób i utwierdzając opinię publiczną w przekonaniu, iż polityk powinien być biedny, pozbawiony jakichkolwiek przywilejów a jednocześnie gotowy do pracy dla ojczyzny przez 24 godziny na dobę PiS w dłuższej perspektywie utrudnia skuteczne rządzenie państwem. Dlaczego? Z prostej przyczyny – z każdym rokiem będzie coraz trudniej przyciągnąć do administracji osoby zdolne i kompetentne, bo praca dla Rzeczypospolitej po prostu nie będzie się takim osobom kalkulować. Jeśli konkurencyjne wobec wynagrodzenia wiceministra czy ministra stanie się wynagrodzenie, dajmy na to, kierownika sklepu (co nie jest niemożliwe biorąc pod uwagę wzrost wynagrodzeń na rynku prywatnym i zamrożenie wynagrodzeń w administracji), to grozi nam jedno z dwojga: albo rządzić będą nami osoby, których kompetencje były zbyt małe, by zarządzać sklepem; albo takie, które – korzystając z tego, że mają władzę, zaczną intensywnie szukać dodatkowych dochodów z – mówiąc eufemistycznie – nieoficjalnych źródeł. Bo w znalezienie kilku tysięcy Jarosławów Kaczyńskich żyjących tylko dla idei jakoś trudno jest uwierzyć.

A co do tego mają loty marszałka Kuchcińskiego? Otóż to, że to właśnie jeden z przykładów szukania takich dodatkowych korzyści wynikających z tego, że jest się drugą osobą w bogacącym się państwie, która na podwyżkę nie może liczyć – bo wcześniej jego środowisko polityczne opowiedziało Polakom politykę w sposób, który podoba się wyborcom, ale z punktu widzenia państwa jest niebezpieczny.

Boris Johnson twierdzi, że królowa powierzając mu misję kierowania rządem zdziwiła się, „dlaczego ktokolwiek chciałby takiej pracy” jakiej on się podejmuje. Za chwilę, przy okazji formowania kolejnego rządu, takimi refleksjami będą mogli dzielić się ze sobą prezydent z premierem Rzeczypospolitej. Czy takiej Polski chcemy?

Ten scenariusz jest znany i przerabialiśmy go już w czasie awantury o premie przyznawane przez Beatę Szydło członkom swojego rządu. Najpierw słyszymy, że problemu nie ma, bo pieniądze czy miejsca w samolocie się przedstawicielom władzy po prostu należały. Potem są tłumaczenia niczym owe słynne „nieprawda, że dach przeciekał, a poza tym prawie w ogóle nie padało”. W przypadku nagród ministrowie przekonywali, że często nawet nie byli świadomi, że je dostają, bo nie analizują dokładnie swoich pasków z wypłatą; w przypadku lotów marszałka słyszeliśmy, że czy marszałek leci sam, czy z rodziną – koszt lotu jest taki sam. Na koniec Jarosław Kaczyński marszczy brwi – i ministrowie oddają nagrody, a marszałek przekaże równowartość kosztów lotu jego familiantów rządowym samolotem na cele charytatywne. A jeśli opinia publiczna nadal jest wzburzona to zawsze można jeszcze obniżyć pensje parlamentarzystom.

Komentarze
Bogusław Chrabota: Warszawa w Budapeszcie, krótko mówiąc: wreszcie
Komentarze
Michał Szułdrzyński: O politycznej majówce. Andrzej Duda marzy o antypodach, Donald Tusk z alkomatem
Komentarze
Orędzie Hołowni. Gdzie Duda i Tusk się biją, tam marszałek chce skorzystać
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Orędzie Andrzeja Dudy. Prezydent patrzy na UE oczyma PiS
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Czy Tusk i Kaczyński zmienią wybory do PE w referendum o przyszłości Unii?