Porzuciła ich Ameryka Trumpa. To on ogłosił przy okazji – oczywiście na Twitterze – że Amerykanie będą walczyli tylko tam, gdzie to służy interesom ich kraju, i tylko po to, by wygrać. Nie będą się zaś angażowali w „śmieszne wojny bez końca".
Nie odbiega to od znanych wcześniej poglądów prezydenta Donalda Trumpa na tematy bezpieczeństwa międzynarodowego: wszystko ma się opłacać finansowo, bo inaczej nasi chłopcy wracają do domu; koniec z utrzymywaniem innych; i o co w ogóle chodzi z tymi aspiracjami narodów, suwerennością, niech zrozumieją, że światem kierują zasady biznesowe, prawo silniejszego.
Ten sposób myślenia, i często także działania, najważniejszego polityka na świece dopadł i Kurdów. Mogą być tym bardziej oburzeni, że jeszcze na początku tego roku Trump zapewniał, że nie pozwoli Turcji zabijać Kurdów.
Teraz pozwolił – dał zielone światło prezydentowi Recepowi Erdoganowi na operację militarną w północnej Syrii. To oznacza nie tylko pozwolenie na walkę z Kurdami teraz, ale też na długofalowe zmiany etniczne na zdominowanym obecnie przez nich terytorium, bo Turcy zapewne osiedlą tam wielu Arabów, uchodźców syryjskich, których do tej pory gościli u siebie.
Pojawia się ważne pytanie, bliskie jak koszula ciału. Czy Trump może podobnie porzucić europejskiego sojusznika? Polskę, którą teraz bardzo wychwala, znosi wizy, daje za przykład. Kurdowie też byli przykładem oddania w walce z islamskim terroryzmem.