Od dłuższego czasu w polskich kinach wyświetlany jest spot antypiracki. Widać na nim złodziei kradnących torebkę, samochód i płyty. Towarzyszą temu napisy. „Nie kradniesz samochodów, nie kradniesz torebek, nie kradniesz płyt w sklepie? Ściąganie filmów to piractwo. Piractwo to kradzież”.
Kampania reklamowa ma zwrócić uwagę na coraz powszechniejsze zjawisko ściągania plików z muzyką i filmami z Internetu. Problem jednak w tym, że zawarty w niej przekaz jest nieprawdziwy. Polskie prawo pozwala na pobieranie plików z sieci i nie grozi za to odpowiedzialność ani cywilna, ani tym bardziej karna.
Podobnie jest z informacjami, jakie co pewien czas pojawiają się w prasie o policyjnych nalotach na mieszkania osób ściągających utwory z sieci. Policja ściga, ale tylko tych, którzy udostępniają pliki innym bądź ścigają pirackie oprogramowanie.
Ściągnięcie pliku z muzyką czy filmem to nic innego, jak korzystanie z utworu już rozpowszechnionego. A na to pozwala ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Co więcej, art. 23 tej ustawy nie wspomina o tym, czy utwór jest rozpowszechniony legalnie czy też nie. Jeśli jest rozpowszechniony, można z niego korzystać bez zgody twórcy.
Szkopuł w tym, że osoby korzystające z programów do wymiany plików często nie zdają sobie sprawy, iż nie tylko ściągają, ale jednocześnie rozpowszechniają utwory