W artykule [link=http://www.rp.pl/artykul/195022.html]„Organizacje zbiorowego zarządzania prawami autorskimi są przedsiębiorcami”[/link] („Rz” z 24 września) Krzysztof Siewicz przytoczył tezę przyjętą w wyroku Sądu Najwyższego, iż wskazane organizacje są przedsiębiorstwami na gruncie prawa ochrony konkurencji. Jednak w swoich twierdzeniach autor poszedł znacznie dalej. Uważa, iż organizacje zbiorowego zarządzania prawami autorskimi lub pokrewnymi (dalej: ozz) są po prostu przedsiębiorstwami będącymi pośrednikami między twórcami i użytkownikami utworów. Różnica między tymi organizacjami a spółkami polega – jego zdaniem – na niewypłacaniu dywidendy, gdyż dochód ozz jest przeznaczany na działalność statutową, jaką jest zbiorowe zarządzanie. Jego zdaniem bez znaczenia jest przy tym, że ozz muszą być stowarzyszeniami.
Stanowisko to wywołuje sprzeciw.
[srodtytul]Swoisty wymóg wstępny[/srodtytul]
Przede wszystkim odróżnić należy, wielce zresztą dyskusyjne, stanowisko SN wyrażone na gruncie prawa konkurencji, przyjmującego za punkt wyjścia bardzo szeroko ujętą koncepcję usług, od kwalifikacji ozz na gruncie zasad ogólnych.
Przede wszystkim polskie ozz tym różnią się od zagranicznych odpowiedników, że nie są zorganizowane jako spółki prawa handlowego oraz są stowarzyszeniami wyłącznie podmiotów pierwotnie uprawnionych do utworów, a w szczególności twórców i artystów. Ich członkami nie są w konsekwencji następcy prawni, w szczególności wydawcy. Ci ostatni mogą jedynie powierzyć ozz prawa pod ochronę. Oznacza to, że na polskim gruncie twórcy poprzez demokratyczne struktury stowarzyszeniowe sami zarządzają swoimi prawami w ramach demokratycznej i samorządnej struktury stowarzyszeniowej. Propozycje, by organizacja zbiorowego zarządzania mogła być spółką, została odrzucona w toku prac nad ustawą.