Afera z przyjmowaniem ACTA ujawniła mankamenty polskiego prawa autorskiego. To wnioski z wczorajszej debaty w Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich: „Instytucje kontra obywatele? Spór ACTA – pierwsze wnioski".

– Operacja chirurgiczna też jest niebezpieczna, ale  wiemy, czemu ma służyć. Obawiam się, że w dyskusji o ACTA tego nie wiemy i nie wiedzą tego politycy – powiedział Wojciech Wiewiórowski, generalny inspektor ochrony danych osobowych, jedyny przedstawiciel władzy w debacie.

Według mec. Heleny Rymar, prawniczki z Centrum Cyfrowego, prawo autorskie trzeba rozluźnić, aby łatwiejsze było korzystanie z utworów, zwłaszcza w Internecie, a jednym z narzędzi mogą być popularne na Zachodzie licencje creative commons, w których twórca decyduje, w jakim zakresie można korzystać z jego utworu. Powinien być też poszerzony wolny, publiczny obszar twórczości np. o materiały TVP czy PAP.

Zdaniem Piotra Waglowskiego, prawnika i działacza internetowego, należy przedyskutować podstawy prawa autorskiego: czy ochrona musi trwać 70 lat od śmierci twórcy  i dlaczego twórca nie może zrzec się praw autorskich na rzecz  domeny publicznej.

Igor Janke, szef znanego portalu „Salon24" uważa, że wrzawa wokół ACTA ujawniła kryzys demokracji i klasycznych mediów, zwiększając rolę organizacji pozarządowych w debacie publicznej. Zdaniem Dominiki Bychawskiej-Siniarskiej z Fundacji Helsińskiej także organizacje pozarządowe są pomijane w konsultacjach w sprawie kontrowersyjnych decyzjach. Sprawa ACTA przelała tylko czarę goryczy, powodując, że część organizacji i społeczeństwa wyszła na ulice.