W Brukseli ruszyła pierwsza runda negocjacji nowego porozumienia między UE i Wielką Brytanią. W rekordowo krótkim czasie dziesięciu miesięcy obie strony chcą uzgodnić umowę o wolnym handlu i zasady współpracy w takich dziedzinach, jak rybołówstwo, transport, energia, bezpieczeństwo, obrona i sprawy zagraniczne. Nastroje są raczej pesymistyczne. – Naprzeciw mamy rząd populistyczny, który ma pomysł dostarczenia elektrowstrząsów, by zdynamizować i zdywersyfikować gospodarkę. Naszym zadaniem jest ograniczenie szkód w starciu z tym brytyjskim projektem politycznym – mówi nam nieoficjalnie dyplomata zbliżony do negocjacji.
Bruksela ma wyjątkowe doświadczenie w negocjowaniu umów o wolnym handlu i najlepszych na świecie specjalistów w tej dziedzinie. Ale tym razem staje przed wyjątkowym zadaniem, bo ma mało czasu. Nigdy wcześniej żadnych terminów nie było, negocjacje mogły trwać latami, a jedynym ryzykiem było pozostawienie sytuacji bez zmian. Teraz terminy są napięte, bo brytyjski premier chce jak najszybciej zerwać związki z UE. Do końca roku obowiązuje okres przejściowy, czyli Wielka Brytania nie jest formalnie członkiem Unii Europejskiej, ale dalej płaci do jej budżetu, respektuje jej prawa, podlega jurysdykcji jej sądów. Boris Johnson może, ale nie chce przedłużania tego okresu z przyczyn politycznych, bo w kampanii wyborczej obiecywał jak najszybszy brexit. Do tego stawka jest bardzo wysoka, bo w razie fiaska negocjacji sytuacja zmieni się diametralnie. Wielka Brytania bez umowy będzie handlowała z UE według reżimu Światowej Organizacji Handlu (WTO), czyli towary i usługi w obie strony będą obłożone cłami, a na granicach będzie wykonywana pełna kontrola.
Czytaj także: City boi się, że ryby będą ważniejsze od usług finansowych
Negocjacje są podzielone na 11 bloków tematycznych i zespoły ekspertów z obu stron mają się spotykać w tym samym czasie. W poniedziałek do Brukseli przyjechał David Frost, główny brytyjski negocjator, i około setki jego współpracowników. Przywitał ich Michel Barnier, negocjator strony unijnej. W imieniu UE nad umową będą pracować urzędnicy Komisji Europejskiej, bo ta instytucja według unijnych traktatów może negocjować umowy handlowe w imieniu państw członkowskich, w ramach zatwierdzonego przez nie mandatu.