Polska trafiła na okładkę tygodnika „The Economist”. Zostaliśmy nazwani czwartym muszkieterem Europy, obok Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii, a także najbardziej niedocenianą potęgą gospodarczą. Czy rezultat wyborów prezydenckich może coś zmienić w tym odbiorze? Czy będzie miał wpływ na polską gospodarkę i to, w jakim kierunku będzie zmierzała?
Zacznijmy od „The Economist”. Tekst był oczywiście pozytywny dla Polski. Mam natomiast uwagę do samej okładki. Z reguły tekst czyta się od góry do dołu, tymczasem tam słowo „Poland”, powtarzające się na całej okładce, było napisane najmocniejszą czerwoną czcionką na górze i bladło stopniowo, idąc w dół strony. W takim układzie można to czytać także w ten sposób, że nasza przyszłość jest nieznana albo że najlepsze już za nami. I w gruncie rzeczy to może mieć uzasadnienie, jeśli czytać to w kontekście wyborów prezydenckich w naszym kraju. Te wybory w krótkim okresie nie będą miały jakiegoś istotnego wpływu na polską gospodarkę, na postrzeganie Polski, bez względu na to, jaki będzie ich wynik. Bo jest pewna ociężałość, pewna bezwładność gospodarki, również inwestorów. Ona zależy od wielu czynników, również od uwarunkowań globalnych, a te na razie bardzo sprzyjają naszej gospodarce, także ze względu na mocny odpływ aktywów amerykańskich, których spora część trafia również na rynki wschodzące, do których się zaliczam, i jesteśmy tu znaczącym graczem. Natomiast już w średnim okresie, takim, który dotyczy tej całej kadencji prezydenckiej, sprawa zaczyna wyglądać troszkę inaczej.
Czytaj więcej
„Gdyby Karol Nawrocki wygrał drugą turę wyborów prezydenckich, ucierpiałaby zarówno Polska, jak i...
Dlatego że jest to wybór między zachowaniem kursu proeuropejskiego a być może nawet wyjściem Polski z Unii Europejskiej?
Cóż, te wybory mają oczywiście bardzo istotne konsekwencje dla relacji Polski z Unią Europejską, dla naszej pozycji w Unii. A od tego zależy przecież, jak Polska będzie postrzegana również przez inwestorów, bo będąc w Unii Europejskiej, mamy duży kredyt zaufania. Polska poza Unią tego kredytu byłaby pozbawiona. Trzeba by było bardzo solidnie zapracować na zainteresowanie inwestorów. To wymagałoby bardzo poważnego wysiłku makroekonomicznego. W średnim okresie miałoby to też znaczenie z wielu innych punktów widzenia. Także dlatego że za dwa i pół roku mamy wybory parlamentarne i ten okres będzie wypełniony bezustanną walką polityczną. Nie spodziewałbym się jakichś znaczących zmian polityki gospodarczej w sytuacji, gdyby wybory wygrał Rafał Trzaskowski, ale i wtedy różne kwestie legislacyjne związane z większością parlamentarną wcale nie muszą się układać całkiem pozytywnie. Inaczej mówiąc, nie wszystkie rozwiązania muszą być jednomyślnie popierane przez koalicjantów i w wielu przypadkach mogą być kłopoty z zebraniem odpowiedniego poparcia w Sejmie. Tymczasem ten stosunkowo krótki okres powinien zostać przeznaczony na poważne reformy, które swoim podpisem mógłby zwieńczyć prezydent kooperujący z rządem w tym zakresie. Na razie jednak ja tego zapału reformatorskiego nie widzę.
Wybór Rafała Trzaskowskiego odebrałby koalicjantom wymówkę czy też alibi do zaniechania wielu działań. Nie mogliby mówić, że nie robimy, bo i tak to nic nie da, skoro prezydent zablokuje nasze działania. Tak jest przy prezydencie Dudzie, tak byłoby zapewne przy Karolu Nawrockim.
Formalnie tak. Natomiast w praktyce to będzie tak, że zanim nowy prezydent usadowi się w Pałacu Prezydenckim, minie jeszcze trochę czasu. Będziemy mieli drugą połowę 2025 r. i w dość bliskiej perspektywie będą już majaczyły wybory parlamentarne w 2027 r.
Nie można więc wykluczyć wybuchu jakiejś nowej fali populizmu przedwyborczego? Wysypu nowych obietnic?
W przypadku gdy wygra Trzaskowski, należy się liczyć z konsolidacją po prawej stronie polskiej sceny politycznej. Tego, co zostanie z PiS-u i Konfederacji. Można tam oczekiwać znaczących ruchów, takich, które oczywiście będą również ruchami populistycznymi, bo siły obecne w parlamencie będą starały się zabiegać o wyborców. W takiej sytuacji każde reformy o charakterze strukturalnym wymagałyby znaczącej siły ze strony rządu, przeciwstawienia się tym populistycznym hasłom.