Karol Nawrocki bez większego zastanowienie podpisał podłożoną mu przez Sławomira Mentzena „deklarację toruńską”. Rafał Trzaskowski zgodził się z nią w niektórych punktach. Ale i on w kończącej się kampanii wyborczej nie zdecydował się na podjęcie debaty w krytycznych dla radykalnej prawicy sprawach – z obawy, że to pogrąży jego szanse na zdobycia najwyższego urzędu w państwie.
Wkrótce się dowiemy, czy była to strategia skuteczna. Ale niezależnie od wyniku wyborów Konfederacji, Grzegorzowi Braunowi i po części PiS-owi udało się narzucić swoją wizję świata w wielu kluczowych dla przyszłości kraju sprawach.
Być może najbardziej widoczne jest to w kwestii migracji. Z powodu katastrofalnego stanu demograficznego kraju jest oczywiste, że bez masowego napływu cudzoziemców finanse państwa się załamią. Nie będzie komu pracować na nasze emerytury. Jednak debata w tej sprawie ograniczyła się do wzajemnych oskarżeń, czy granica wschodnia (i coraz częściej zachodnia) jest szczelnie zamknięta, czy nie. Rozmów o solidarności z krajami południa Europy poprzez (raczej symboliczny) udział w podziale azylantów w ramach Unii, bez czego Włochy czy Hiszpania nie przyjdą w razie potrzeby na odsiecz Polsce, unikano jak ognia. Podobnie jak kwestii podwyższenia wieku emerytalnego, jednego z najniższych, co również prowadzi finanse państwa do ruiny.
Polska zapłaci wyjątkowo dużo za brak wsparcia dla Ukrainy
Nie inaczej było z euro. Za utrzymaniem złotego jest wiele argumentów, ale równie wiele jest za przyjęciem wspólnej waluty. Jak radykalne obniżenie cen kredytów (dziś nad Wisłą są one najdroższe w całej Unii) czy wzmocnienie pozycji politycznej naszego kraju w Brukseli i przez to bezpieczeństwa kraju. Ale o tym w tej kampanii nie padło ani słowo. „Nikt dziś nie rozważa wprowadzenia euro” – uciął Trzaskowski. A Nawrockiemu chyba w ogóle nie przyszłoby przez głowę wspomnienie wspólnej waluty.
Czytaj więcej
W kraju, który stracił w Holokauście trzy miliony obywateli II RP pochodzenia żydowskiego, kandyd...