Do ciszy wyborczej pozostało kilkadziesiąt godzin. Sztaby realizują swoje ostatnie plany, a głównym hasłem pozostaje mobilizacja. W środowy poranek Cezary Tomczyk z Platformy Obywatelskiej zapowiedział na antenie radiowej Trójki szeroko zakrojoną akcję door-to-door – wolontariusze mają odwiedzić około 100 tys. mieszkań w całej Polsce. Z kolei Rafał Trzaskowski w ostatnich dniach kampanii ma pojawić się wspólnie z innymi kandydatami koalicji rządzącej, w tym z Szymonem Hołownią.
Kluczowe pytanie, które zadają sobie sztabowcy w ostatnich godzinach walki o Pałac Prezydencki, dotyczy jednak frekwencji. – Spodziewamy się, że przekroczy 70 proc. – słychać w sztabie Rafała Trzaskowskiego. Tego typu prognozy mają potwierdzać m.in. dane dotyczące rejestracji wyborców za granicą – zarejestrowało się blisko 700 tys. osób, co stanowi rekordową liczbę, jeśli chodzi o wybory w ogóle.
Również sztabowcy PiS, z którymi rozmawialiśmy, nie wykluczają podobnej frekwencji. Liczą, że może być ona wyższa od zakładanej. Warto odnotować, że w ostatnim tygodniu kampanii na Kanale Zero pojawił się (w ramach audycji wyborczych) materiał z udziałem prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego – być może też jako element mobilizacji wyborców. Dla przypomnienia, frekwencja w I turze wynosiła 67,31 proc., co i tak było jednym z rekordowych wyników, jeśli chodzi o wybory w Polsce po 1989 roku.
Frekwencja w wyborach prezydenckich: kto pójdzie głosować i czy będzie „fala”
O frekwencję pytamy ekspertów. – Są sygnały, że w niedzielę może dojść do rekordowej mobilizacji wyborców i być może padnie rekord frekwencji w wyborach w ogóle – po 1989 roku, włącznie z przekroczeniem frekwencji z października 2023 roku – mówi nam Marcin Duma, prezes IBRiS. – W zasadzie można to wszystko sprowadzić do jednego: olbrzym się budzi, tylko nie wiemy, komu pomoże. Przewidywanie tego dziś jest zadaniem karkołomnym, chociaż wzrost frekwencji w 2023 roku pomógł ówczesnej opozycji. Poziom emocji w tych wyborach i skala negatywnych komunikatów w kampanii są tak wielkie, że konkretne przewidywania, kto pójdzie w tej „fali”, są dziś bardzo trudne – konkluduje Duma.