W 2023 r. produkt krajowy brutto (PKB) Polski wzrósł o około 0,5 proc. To najsłabszy wynik od co najmniej 1995 r., jeśli pominąć naznaczony przez pandemię Covid 2020 r., gdy PKB zmalał o 2 proc.
Ale ta popularna miara kondycji gospodarki w mijającym roku była bardzo niedokładna, wręcz zwodnicza. Wzrost PKB w ujęciu rok do roku był trzymany w ryzach przez bezprecedensowy splot zaburzeń o charakterze statystycznym. Wyjątkowo silny był tzw. efekt przeniesienia (solidny spadek aktywności w gospodarce w IV kwartale 2022 r. sprawił, że pomimo odbudowy w kolejnych kwartałach, długo pozostawała niższa niż rok wcześniej), a popyt konsumpcyjny musiał zejść z górki, na której znalazł się po wybuchu wojny w Ukrainie, gdy napływ uchodźców czasowo zwiększył populację Polski.
W praktyce 2023 r. wcale nie był nieudany. Oczyszczony z wpływu wahań sezonowych PKB z kwartału na kwartał rósł, dzięki czemu w III kwartale był już o niemal 3 proc. wyższy niż w IV kwartale 2022 r. (ale – właśnie wskutek wspomnianych zaburzeń – tylko o 0,5 proc. wyższy niż rok wcześniej). Wśród 35 państw należących do OECD, dla których dostępne są takie dane, lepszym wynikiem mogła się pochwalić tylko Turcja. Pozwala to zrozumieć zjawiska, które z obrazem stagnacji mocno kontrastują, np. rekordowo niski poziom bezrobocia i szybki wzrost płac.
Czytaj więcej
Na horyzoncie widać przebłyski optymizmu. Będziemy mieli więcej pieniędzy w portfelach, więc konsumpcja uskrzydli gospodarkę. Ale przestanie spadać inflacja.