Wzrost polskiej gospodarki po 1989 r. przebiegał po podobnej ścieżce co Niemiec po 1955. Siła nabywcza dochodów ludności wzrosła trzykrotnie i podniosła się z mniej niż 30 proc. poziomu Niemiec do 65 proc. Luka dochodowa pozostała do nadrobienia jest mniejsza niż u schyłku socjalizmu wobec Węgier. Produkcja przemysłu przetwórczego – wbrew mitowi o deindustrializacji – zwiększyła się pięciokrotnie, a eksport – jedenastokrotnie.
Jednak przeszłe sukcesy nie gwarantują przyszłych. Prognozy organizacji międzynarodowych wskazują, że bez reform Polska, najpóźniej w następnej dekadzie, ponownie zacznie się osuwać w rankingach zamożności.
To osuwanie będzie w dużym stopniu skutkiem szybkiego starzenia się ludności. Pod względem odsetka pracujących w populacji Polska do 2050 r. spadnie z 15 na 24 miejsce w UE. Z rynku pracy odejdzie nawet co czwarty pracujący. Za ten ubytek w około jednej trzeciej odpowiada obniżenie wieku emerytalnego.
Niedostatku rąk do pracy nie złagodzą inwestycje. Trend spadkowy stopy inwestycji utrzymuje się od wybuchu globalnego kryzysu finansowego. Po 2015 r. nie da się go powiązać ze wstrząsami w otoczeniu. U nas stopa ta jest bowiem wyraźnie niższa, niż wtedy prognozowano, podczas gdy w otoczeniu wzrosła ona silniej od prognoz. Jej nieoczekiwany spadek w Polsce można przypisać głównie niepewności regulacyjnej. Ryzyko inwestowania podbijają także problemy z praworządnością i dalsze pogorszenie efektywności sądownictwa, jak również nasilająca się korupcja.