Co do przyczyn wybuchu inflacji w szeregu gospodarek były szef banku centralnego Nowej Zelandii nie ma wielu wątpliwości. Choć wielu jego kolegów po fachu zrzuca winę na czynniki globalne, to zdaniem Graeme’a Wheelera powinni raczej uderzyć się we własne piersi.
Czytaj więcej
W lipcu po raz pierwszy od lutego inflacja nie przyspieszyła. Wyniosła 15,5 proc. rok do roku, tak jak w czerwcu. To jeszcze prawdopodobnie nie szczyt, ale na razie czeka nas kilka miesięcy uspokojenia, także w polityce pieniężnej.
Pierwsza taka krytyka
Jak przyznaje ekonomista, do skoku inflacji przyczynił się wzrost cen surowców, napędzany najpierw przez związane z pandemią Covid-19 zakłócenia w łańcuchach dostaw, a ostatnio przez konsekwencje rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Jednak jego zdaniem nie była to główna przyczyna obecnych problemów. Tej Nowozelandczyk upatruje w błędach w ocenie sytuacji, które banki centralne popełniły w czasie pandemii.
„Rosyjska inwazja na Ukrainę uwydatniła wzrost presji inflacyjnej, jednak ceny surowców już wcześniej windował gwałtowny globalny przyrost płynności i zadłużenia – czytamy w nocie badawczej, której współautorem obok Wheelera jest Bryce Wilkinson, były wysoki urzędnik nowozelandzkiego Ministerstwa Finansów.
Krytyka polityki prowadzonej w ostatnich latach przez banki centralne nie należy ostatnio do rzadkości. W czasie wystąpień przed Kongresem z zarzutami, że Fed za długo zwlekał z zaostrzaniem polityki, musi mierzyć się szef instytucji Jerome Powell. Po raz pierwszy od dekady zewnętrzna ocena polityki banku centralnego prowadzona jest w Australii, a rewizję mandatu Banku Anglii zapowiedziała faworytka do teki premiera Wielkiej Brytanii Liz Truss.