Singapur to miejsce, w którym zakazana jest guma do żucia, a mężczyzna do 60. roku życia może otrzymać karę chłosty. Singapur ma wiele nazw, od miasta kar, co wynika z restrykcyjnych zasad życia społecznego, po bramę do Azji. Z tym niewielkim, liczącym jedynie 5,6 mln mieszkańców, państwem Unia Europejska chce podpisać pierwszą w tym regionie umowę o wolnym handlu. Wszystko dlatego, że Singapur jest największym partnerem UE w Azji Południowej, odpowiada za niemal jedną trzecią handlu towarami i usługami między UE a Stowarzyszeniem Narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN). Już dziś w tym mieście-państwie ma swoje biura regionalne ponad 10 tys. europejskich firm. Nad traktatem, który Parlament Europejski przegłosował w środę, pracowano od 2010 r.
Umowa nie spotkała się w PE z jednoznacznym poparciem, za jej podpisaniem zagłosowało 425 posłów, jednak 186 było przeciwnych. Teraz umowa trafi do Komisji Europejskiej. Umowa o wolnym handlu, która może wejść w życie jeszcze w tym roku, usunie wszystkie taryfy między obiema stronami w ciągu pięciu lat. Pozwoli na swobodny handel usługami, także w bankowości, będzie chroniła europejskie produkty regionalne, jak polska wódka, wino Jerez czy kiełbasa Nürnberger, i otworzy rynek singapurskich zamówień w Singapurze dla firm z UE.
– Handel z krajami spoza UE zapewnia miejsca pracy dla 31 mln Europejczyków. Oznacza to, że jedno na siedem miejsc pracy w UE jest powiązane z eksportem – mówi „Rzeczpospolitej" Jarosław Wałęsa, poseł do PE i członek Komisji Handlu. Według niego po wejściu w życie porozumień handlowych z Japonią, Singapurem i Wietnamem 40 proc. unijnego handlu będzie objęte cięciami taryfowymi lub innymi korzyściami handlowymi. Unia Europejska ma obecnie ok. 70 porozumień na pięciu kontynentach.
Czytaj także: Singapur i Malezja: książę i żebrak