Po dobrym początku dnia na moskiewską giełdę walutową powróciły demony ostatnich dni. Po konferencji prasowej prezydenta, euro podskoczyło o 1,2 rubla do 75,5 rubla, a dolar do 61,4 rublu (rano było to 58,15).

Putin oświadczył m.in., że polityka Banku Rosji w ostatnich dniach była odpowiednia. Eksperci i rynek się z tym nie zgadzają. W opiniach przeważa pogląd, że w najbliższych dniach nie ma co oczekiwać dużego umocnienia rubla, nawet gdy ropa zacznie drożeć. „By rubel się trwale umocnił, trzeba dać porządne argumenty tym, którzy grają na wzmocnienie rubla. A tego nie zrobiono - ocenił Andriej Wiernikow wicedyrektor Zurich Capital Management.

Iwan Kopiejkin z firmy brokerskiej Ekspress, zwraca uwagę, żę Putin głosząc by nie rozdawać i nie palić na rynku rezerw złoto-walutowych kraju, daje polecenie bankowi centralnemu, co ograniczenia interwencji.

„To jest ograniczenie działań interwencyjnych banku centralnego. Może to zostać wykorzystane w grze przeciwko rublowi. Także stwierdzenie, że nowa wysoka stopa procentowa długo się nie utrzyma, nie pomaga i trudno oczekiwać czegoś pozytywnego w średnioterminowej perspektywie".

Analitycy banku Nordea też uważają, że na razie trudno oczekiwać zmiany sytuacji. Na razie Kreml zdecydował, że zostanie wprowadzona kontrola walutowa w koncernach państwowych. Mają przedstawiać aktualne dane o posiadanych walutach. Zostaną też zobowiązane do sprzedaży nadwyżek zgromadzonych po 1 października, dowiedział się Kommiersant. Najwięksi eksporterzy to Gazprom, Rosneft i Rosoboroneksport (zbrojeniówka).