Kolejna spadkowy dzień na warszawskiej giełdzie. Już pierwsze dwie sesje tego tygodnia pokazały, że podaż coraz śmielej sobie poczyna na naszym parkiecie. W środę jednak niedźwiedzie pokazały pazur. Od początku dnia indeksy znalazły się pod presją sprzedających. WIG20 stracił na starcie 0,3 proc.
Kolejne godziny handlu nie zmieniły układu sił na rynku. Wręcz przeciwnie. Im dłużej trwały notowania tym przewaga podaży rosła. Dotyczyło to zarówno największych, jak i średnich i małych przedsiębiorstw. WIG20 w pewnym momencie tracił prawie 2 proc.
Naszemu rynkowi nie były w stanie pomóc nawet zaskakująco dobre dane z amerykańskiej gospodarki. Między kwietniem, a czerwcem br produkt krajowy brutto USA rósł w rocznym tempie 4 proc. – poinformował Departament Handlu. Tak dobrych wyników ekonomiści się nie spodziewali. Mówiono bowiem o wzroście rzędu 3,2 proc. Jak by tego było mało, okazało się, że w lipcu amerykańskie spółki zwiększyły zatrudnienie o 218 tys. osób, co przekracza roczną średnią wynoszącą 204 tys. – podała w środę prywatna firma ADP Research Institute.
Dane te nie tylko nie pomogły, ale wręcz zaszkodziły naszemu rynkowi. Jak to możliwe? Eksperci wskazują, że mogą one skłonić Rezerwę Federalną do mocniejszego przykręcenia kurka z pieniędzmi. Zapewne dlatego bilans całego dnia nie wypadł zbyt okazale. WIG20 stracił ostatecznie 1,86 proc. Wskaźnik grupujący średnie firmy, WIG50 spadł o 1,94 proc. zaś indeks „maluchów" WIG250 stracił 0,85 proc. Obroty na całym rynku wyniosły niecałe 800 mln zł.
Spośród spółek z WIG20 aż 18 z nich zaliczyło spadek. Najmocniej przeceniono Eurocash, który stracił 5,3 proc. Nie błysnął również mBank, który przed sesją pokazał wyniki za I półrocze. Nie usatysfakcjonowały one graczy. Akcje banku straciły 2,7 proc.