Ceny miedzi w kończącym się roku wyraźnie poszły do góry. Część analityków twierdzi, że to jeszcze nie koniec tego ruchu. Zgadza się pan z tymi opiniami?
Raczej nie. Rynek miedzi w tym roku był napędzany tym co działo się w Chinach. A tam mamy dość dużą bańkę spekulacyjną na rynku nieruchomości, których ceny wyraźnie rosły w 2016 r. Ostatnie miesiące pokazują już jednak lekkie spowolnienie, co może sugerować, że gospodarka chińska spowalnia. Oznaczałoby to, że popyt na metale przemysłowe będzie się też zmniejszał. Co prawda nie spodziewałbym się, że ceny miedzi spadną na nowe wieloletnie minima, jednak nie oczekuję także aby cena miedzi wyraźnie wzrosła. Raczej spodziewałbym się cofnięcia w okolice 5000 dolarów za tonę i dopiero później delikatnego odbicia. Oczywiście, wszystko będzie zależało od tego co wydarzy się w Chinach.
Przejdźmy teraz do ropy naftowej. Czy poziom 50 dolarów za baryłkę został już na dobre złamany?
Wydaje mi się, że w przypadku ropy naftowej trzeba się przyzwyczaić do tych wyższych poziomów cenowych. Oczywiście cofnięcie jest możliwe jednak tutaj kluczowe będzie co zrobi OPEC. Na rynku ropy naftowej mamy dwa porozumienia w sprawie ograniczenia produkcji w sumie w wysokości 1,8 mln baryłek dziennie. Jest to stosunkowo dużo i wydaje się, że przez pierwszy okres możemy mieć do czynienia z deficytem na tym rynku. Byłoby to z pewnością wsparcie dla ceny ropy, jednak ważne jest też to czy ograniczenia produkcji faktycznie zostaną wprowadzone. Jeśli tak to cena ropy mogłaby skoczyć do poziomu 60 dolarów za baryłkę.