Za czasów pierwszej kadencji Obamy gorzej od wieloletnich trendów radziły sobie spółki z sektora użyteczności publicznej, energetyczne i finansowe. Tak może być także w najbliższych miesiącach.
Ponieważ mogą wzrosnąć podatki dla osób o wyższych dochodach, to samo może spotkać producentów towarów luksusowych.
Żal za Romneyem
Lepsze czasy czekają natomiast firmy z sektora służby zdrowia. Akcje amerykańskich szpitali były jednymi z nielicznych, które ocalały z powyborczej wyprzedaży, która w minioną środę i czwartek dotknęła Wall Street. Inwestorzy założyli bowiem, że kontrowersyjna i kontestowana przez republikanów reforma ubezpieczeń medycznych wejdzie w pełni w życie. Oznaczać to będzie objęcie ubezpieczeniem około 30 mln ludzi, którzy obecnie nie mają żadnej polisy. Dla szpitali oznaczać to będzie poprawę wyników finansowych. To dlatego Gary Taylor, analityk Citi Investment Research, prognozuje wzrost cen akcji tego sektora w krótkiej perspektywie o 15 proc.
Przyczyną spadków podczas pierwszych sesji po wyborach była pośrednio porażka Mitta Romneya, który jako biznesmen i inwestor zapowiadał rozluźnienie regulacji oraz obniżki podatków, a przynajmniej utrzymanie ich na niezmienionym poziomie.
Patrząc z tej perspektywy, Wall Street nie ma zbyt wielu powodów, aby kochać Obamę. Wielu inwestorów uważa, że wprowadzenie restrykcyjnych regulacji w sektorze finansowym czy administracyjne ograniczanie działalności spółek naftowych i węglowych wpływa negatywnie nie tylko na te sektory, ale także na całą gospodarkę. – Obama powinien cofnąć część regulacji, jeśli rzeczywiście chce tworzyć miejsca pracy, ożywić gospodarkę i przyczynić się do wzrostu zamożności Amerykanów – uważa George Schwartz, prezes grupy katolickich funduszy inwestycyjnych Ave Marie Mutual Funds.