Zeszłotygodniowe, środowe posiedzenie Fedu można bezsprzecznie uznać za najważniejsze wydarzenie dla światowych rynków finansowych od początku roku. Polityka niskich stóp procentowych i prowadzony równocześnie program skupu papierów skarbowych (QE) sprawiły, że gospodarka USA już dawno zapomniała o kryzysie spowodowanym pożyczkami subprime, a nowojorska giełda biła historyczne rekordy.
Dlatego Fed uznał, że nie musi już prowadzić tak luźnej polityki pieniężnej i zaczął rozważać rozpoczęcie cyklu podwyżek stóp za oceanem. Same spekulacje na ten temat sprawiły, że pierwsza połowa tygodnia na giełdach rozwijających się była wyjątkowa słaba. Dlaczego? Inwestorzy obawiali się, że wyższe stopy sprawią, że kapitał odpłynie z bardziej ryzykownych rynków emerging markets w stronę zyskujących na atrakcyjności bezpiecznych instrumentów dłużnych z USA.
Fed w środę co prawda usunął ze swojego komunikatu sformułowanie o „cierpliwym oczekiwaniu" na nadejście odpowiedniego momentu dla wprowadzenia podwyżek, ale dał też do zrozumienia, że nie należy spodziewać się podwyżek przed wakacjami. Jeśli już, to ruszą one dopiero od września.
To wystarczyło, żeby światowe parkiety, na czele z giełdami rozwijającymi się, ruszyły w górę. Druga część tygodnia należała zdecydowanie do kupujących, dzięki czemu indeks rynków wschodzących MSCI EM zyskał w skali tygodnia ponad 3 proc. (zmiana liczona w euro była jeszcze większa).
Wśród najszybciej zyskujących rynków emerging markets były Turcja i Polska. Zwyżki na pierwszym z parkietów można tłumaczyć odreagowaniem przecen (rozpoczęły się w połowie stycznia) spowodowanych obawami, że władze ograniczą niezależność banku centralnego i zmuszą go do włączenia się we wspieranie gospodarki. W poprzednim tygodniu główny indeks giełdy w Stambule zyskał blisko 7 proc. (od początku roku wciąż jest na 2,5-proc. minusie), choć napływające dane makroekonomiczne, w tym o wzroście bezrobocia do 10,9 proc. z 10,7 proc. miesiąc wcześniej, nie napawały optymizmem.