Obecnie 90 proc. pieniędzy unijnych dla firm to bezzwrotne dotacje. Pozostałe 10 proc. to preferencyjne kredyty i poręczenia. Po 2013 r. te proporcje się zmienią. Sygnały z Komisji Europejskiej są jasne. Więcej środków mamy przeznaczyć na instrumenty zwrotne. Pytanie ile więcej, rozgrzewa środowiska przedsiębiorców, firm doradczych i ostatnio banków. Mówi się nawet o 30 czy 40 proc. puli przeznaczonej dla firm.
Tymczasem obecne doświadczenia z pożyczkami i poręczeniami nie są zachęcające. Jak wskazuje Danuta Jabłońska, prezes Grupy Doradczej BDKM, w systemie instrumentów zwrotnych krąży 4,5 mld zł. Tyle że z danych resortu rozwoju wynika, że do firm trafiło dopiero 438 mln zł z funduszy pożyczkowych i poręczeniowych działających w programach regionalnych.
– System pomocy zwrotnej jest przeregulowany. Korzysta z niego jedynie 10 proc. małych i średnich firm. Pożyczki muszą być łatwiejsze do uzyskania, bo jeśli po 2013 r. będą udzielane na zasadach takich jak dotacje, to taka zamiana nie ma sensu – przekonuje Jabłońska.
– Nadal opowiadamy się za dotacjami. One stymulują rozwój firm. Na kredyty, nawet preferencyjne, stać niewielu – mówi Paweł Grabarkiewicz, szef firmy doradczej Strategor.
Ale bankowcy argumentują, że dotacje to jednorazowy transfer, a kredyty dają efekt dźwigni finansowej. – Z 1,5 mld euro, które przekazano firmom w formie dotacji na nowe inwestycje o wysokim potencjale innowacyjnym, można by wygenerować nawet 50 mld euro kredytów – wylicza Tomasz Kierzkowski, dyrektor w Pekao. Bankowiec podkreśla, że najważniejsze są efekty makroekonomiczne pompowania w gospodarkę środków z Brukseli.