"Rz": W okresie 2007-2013 polskie szkolnictwo wyższe wchłonęło i to szybko ogromne pieniądze z Unii Europejskiej. Mówi się, że poszły one głównie na mury?
Te pieniądze trafiły nie tylko do uczelni. Z programu „Innowacyjna gospodarka" korzystały również instytuty badawcze i naukowe. Wcześniej, najważniejszą przyczyną słabości polskiej nauki był brak nowoczesnej infrastruktury badawczej. Dzięki funduszom strukturalnym udało nam się w szybkim tempie wyposażyć jednostki naukowe w nowoczesną aparaturę i laboratoria. Nawet w tych inwestycjach, które służyły budowie nowych obiektów dydaktycznych, zainstalowano nowoczesne urządzenia badawcze, aby korzystali z nich naukowcy i studenci. I teraz mamy ultranowoczesną infrastrukturę badawczą i sale dydaktyczne z pełnym oprzyrządowaniem cyfrowym. Bez tego nie można byłoby prowadzić ani wysokiej jakości badań naukowych, ani uczyć studentów, z wykorzystaniem najnowocześniejszych technologii. W ten sposób dobrze zrealizowaliśmy zadanie, które postawiono przed nami na początku okresu 2007-2013.
Pojawiają się jednak głosy, że trudno będzie nową infrastrukturę utrzymać?
Każda jednostka naukowa, która otrzymywała środki z funduszy strukturalnych zobowiązywała się jednocześnie do utrzymania nowych obiektów ze środków własnych. Był to jednoznaczny wymóg Komisji Europejskiej. Zakładając, że w większości z nich są laboratoria, to należy sądzić, że na tych nowych urządzeniach będą prowadzone wysokiej jakości badania, finansowane z grantów. A fundusze z uzyskanych grantów pozwolą na utrzymanie tych urządzeń. Oczywiście wszystkie jednostki przed oddaniem tych laboratoriów do użytku muszą odpowiednio wcześnie, nie tylko zaplanować, ale też uzyskać granty na ciekawe, oryginalne, a nawet przełomowe badania, które będą tam realizowane. W ten sposób otrzymają dodatkowe pieniądze na utrzymanie infrastruktury.
W ostatnim rankingu Komisji Europejskiej Polska spadła do grupy krajów najmniej innowacyjnych. Jak to pani tłumaczy?