Między Verstappenem i Hamiltonem iskrzy od początku sezonu. Ani siedmiokrotny mistrz świata z Mercedesa, ani młodszy od niego o dwanaście lat pretendent z Red Bulla nie zamierzają ustępować w pojedynkach koło w koło. Częściej rozsądkiem wykazywał się obrońca tytułu, ale mimo to nie brakowało sytuacji, w których samochody ocierały się o siebie.
Nie zawsze obywało się bez poważniejszych konsekwencji: dwa miesiące temu na Silverstone po kolizji na pierwszym okrążeniu Verstappen wylądował w barierach, a Hamilton popędził po zwycięstwo przed własną publicznością, mimo dziesięciosekundowej kary za spowodowanie kolizji. Na Monzy obaj skończyli w żwirze na półmetku zmagań, ale winę tym razem ponosił Verstappen – za karę w kolejnym wyścigu zostanie cofnięty o trzy pola na starcie. W groźnie wyglądającym wypadku Red Bull przeleciał nad kokpitem Mercedesa, opierając się podłogą i tylnym kołem na pałąku chroniącym kokpit, a opona zawadziła nawet o kask Hamiltona.
Faworyci nie mieli na Monzy łatwego życia. Mercedes był szybszy, ale w samochodzie Valtteriego Bottasa trzeba było zmienić silnik, co wiąże się z karnym przesunięciem na koniec stawki. We Włoszech Formuła 1 po raz drugi zastosowała eksperymentalny format weekendu, z sobotnim sprintem. Przeniesione na piątek kwalifikacje decydują o kolejności startowej do sprintu – wyścigu na dystansie 100 kilometrów (czyli jedna trzecia niedzielnych zmagań), którego wyniki rozstrzygają z kolei o ustawieniu na polach startowych do Grand Prix. W piątek najszybsze były Mercedesy, ale z Bottasem przed Hamiltonem. W sprincie Fin popędził po pierwszą lokatę, a obrońca tytułu zawalił start i spadł nie tylko za Verstappena, lecz także za Daniela Ricciardo i Lando Norrisa z McLarena. Po cofnięciu Bottasa na koniec stawki z pole position ruszał Verstappen, mając za sobą dwa pomarańczowe McLareny – i Hamiltona dopiero na czwartym polu.
Niespodziewanie prowadzenie objął Ricciardo, mając za sobą Verstappena, a Hamilton utknął za Norrisem. Na Monzy wyprzedzanie nie jest prostym zadaniem, więc o wszystkim miały rozstrzygnąć pit stopy. Red Bull słynie z błyskawicznej zmiany kół, ale tym razem samochód Verstappena stał na stanowisku ponad 11 sekund – dużo dłużej niż zazwyczaj. Mechanicy Mercedesa też nie spisali się najlepiej i Hamilton wyjechał na tor tuż przed Verstappenem. Holender zaatakował i w ferworze walki doszło do zderzenia.