Pieniądze z UE są przeznaczone dla mikro- i małych firm istniejących nie dłużej niż rok, prowadzących działalność w dziedzinie gospodarki elektronicznej. Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że największe szanse na wsparcie mają sklepy internetowe. Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości, która zajmuje się rozdysponowywaniem unijnych środków na ten cel, wykluczyła jednak e-handel. Z założenia nie będzie też dotacji dla usług hostingowych oraz rejestracji i utrzymywania domen internetowych. Wspierane mają być przede wszystkim e-usługi.
Ale nawet ich definicja budzi wiele wątpliwości. Jeden z podstawowych wyznaczników to jak największa automatyzacja świadczonej usługi. A to wyklucza wszelkiego rodzaju elektroniczne kwiaciarnie, usługi rachunkowe, architektoniczne czy porady prawne. W ich przypadku zamówienia można składać online, ale usługa jest nadal wykonywana offline, czyli z dużym udziałem człowieka.
Zdaniem PARP samo składanie zleceń e-mailem nie wystarczy. Aby dostać dotację, trzeba świadczyć usługę w systemie, który sam będzie przyjmował zlecenia i sam je realizował. Rola pracowników ma się ograniczać do kontroli i nadania przesyłki do klienta na poczcie.
Jeśli nie e-handel i nie tradycyjne e-usługi, to jakiego typu działalność będzie dofinansowywana przez UE? – Wspierane mają być projekty, w wyniku których powstanie co najmniej jedna usługa w zakresie e-zdrowia, e-administracji, e-nauczania itp. – mówi Jacek Kachel, dyrektor zarządzający PNO Consultants. – Typowym przykładem e-usług są mapy, internetowe plany dojazdów, przeliczniki, kalkulatory lub automatyczne porównywarki cen – dodaje Małgorzata Dobrzyńska-Dębska z firmy doradczej DGA SA.
Możliwe jest też tworzenie witryn pozwalających na elektroniczną rezerwację miejsc hotelowych czy wizyt lekarskich.