W wywiadzie dla Bloomberg BusinessWeek odrzucił krytykę ze strony korporacji finansowych, podkreślając, że prowadzi „przyjazną dla biznesu” politykę, jest „zagorzałym zwolennikiem” wolnego rynku, a proponowane przez niego ustawy powinny ułatwić działalność przedsiębiorcom.
Podczas wywiadu Barack Obama – który jeszcze w grudniu mówił o prezesach z Wall Street jako „tłustych kotach” - złagodził ton wobec szefów największych banków i wysokości ich premii. Za 2009 rok kierujący Goldman Sachs Lloyd Blankfein ma dostać w akcjach 9 mln dol., a szef JPMorgan - Jamie Dimon ok. 17 mln dolarów bonusu.
– Znam obu tych facetów. To łebscy biznesmeni. I ja, podobnie jak większość Amerykanów, nie zazdroszczę ludziom sukcesu czy bogactwa. To część systemu wolnorynkowego – powiedział prezydent, dodając, że choć z perspektywy zwykłych ludzi 17 milionów to „ogromna kwota”, to „niektórzy gracze bejsbolu zarabiają nawet więcej i nie dostają się do rozgrywek World Series, co również mnie szokuje”.
Zaznaczył jednak, że nie uważa by premie, które były wypłacane w ciągu ostatniej dekady były współmierne do osiąganych wyników. Dlatego – jak podkreślił – Biały Dom popiera zmiany w prawie, które dawałyby akcjonariuszom większy wpływ na pensje prezesów. Obama stwierdził też, że nie wie, czy Kongres przyjmie proponowaną przez niego tzw. „zasadę Volckera”, wprowadzającą m.in. obowiązkowe oddzielenie działalności inwestycyjnej od komercyjnej.
Prezydent USA zapowiedział także, że aby poprawić atrakcyjność amerykańskich produktów, w tym roku Stany Zjednoczone przeprowadzą „bardzo poważne negocjacje” z władzami w Pekinie w sprawie wartości chińskiej waluty. I choć gospodarz Białego Domu ma świadomość, że będą to trudne rozmowy, to przekonuje, że zaprzestanie sztucznego zaniżania wartości juana, leży również w interesie Pekinu, ponieważ chińskiej gospodarce grozi przegrzanie.