Odpowiedzialnością polityków, wszystko jedno czy są u władzy czy w opozycji, jest podejmowanie decyzji, także takich, które w krótszej perspektywie nie przynoszą społecznego poklasku, ale są niezbędne do zapewnienia w dłuższej perspektywie bezpieczeństwa państwa, bezpieczeństwa rozwoju, bezpieczeństwa społecznego i gospodarczego.
Jednakże, zamiast racjonalnej reformy finansów publicznych, rządząca koalicja wybiera połowiczne, choć niezbędne działania (bo reguła wydatkowa, zamrożenie płac w sektorze publicznym i zapewnienie większych przychodów do budżetu przez podniesienie stawki VAT o 1 punkt procentowy są dziś koniecznością), które reformy nie przybliżą, a wręcz ją oddalają, skazując Polskę, Polaków, przedsiębiorców na kolejne nieprzewidywalne i doraźne decyzje.
Lamenty opozycji, jak to podwyżka VAT uderza w emerytów, rencistów i najuboższych, są nieuzasadnione: wystarczy policzyć, iż miesięcznie przełoży się to na mniej niż 1-procentowy wzrost kosztów utrzymania. Przy rodzinnym budżecie miesięcznym na poziomie 3000 zł będzie to więc mniej niż 30 zł!
[srodtytul]Niespełnione obietnice[/srodtytul]
Kiedy premier Donald Tusk przedkładał w 2009 roku do publicznej debaty raport „Polska 2030 – wyzwania rozwojowe”, ostrzegał: albo reformy i rozwój, albo dryf i stagnacja. Kryzys jeszcze to ostrzeżenie wzmocnił. Niestety, wybrano dryf. Nie tylko dlatego, że koalicja nie przedstawia kompleksowej wizji naprawy finansów publicznych i niezbędnych reform, ale także dlatego, że mijają dni i miesiące, a sprawy dużo mniej kontrowersyjne nie zostały załatwione. Zaprzepaszczono szanse na inwestycje w energetyce, bo nie ustalono zasad przyznawania bezpłatnych uprawnień do emisji CO2. Deregulacja (kiedyś szumnie zapowiadany pakiet Szejnfelda) i zmniejszenie kosztów prowadzenia działalności gospodarczej (szacuje się, że sięgają 6 proc. PKB) poza kilkunastoma dobrymi zmianami utknęła w uzgodnieniach międzyresortowych. Sejmowej komisji „Przyjazne państwo” dawno wyrwano zęby, bo Polska resortowa zwycięża!