Na dwa dni przed szczytem obserwujemy wzmożoną aktywność dyplomatyczną Warszawy. Na nieformalnych spotkaniach w kraju i za granicą nasi politycy bez ogródek krytykują francuskie propozycje na szczyt, uważając je za sprzeczne z polskim interesem, bo w praktyce oznaczają dramatyczne obniżenie naszej pozycji. Pojawiają się nawet sformułowania, że Francja chce cofnąć poszerzenie Unii.

Sarkozy chce, by reformy dotyczyły eurolandu, ograniczając pozycję państw spoza tej grupy, w tym Polski. Zaczynające się dziś w Brukseli posiedzenie przywódców Unii, nazywane szczytem ostatniej szansy, może okazać się stypą z okazji pogrzebu naszych szans na odgrywanie istotnej roli we Wspólnocie.

Konflikt między głównymi krajami Unii może sparaliżować szczyt, który miał być szansą na ożywienie gospodarki UE. – Jeżeli na szczycie padną konkretne deklaracje, w szczególności jeżeli Niemcom uda się przeforsować swój plan uzdrowienia strefy euro, w poniedziałek indeksy giełdowe poszybują w górę. Jeżeli politycy europejscy nie wypracują konsensusu, rynki kapitałowe czeka masowa wyprzedaż – mówi „Rz" Nicholas Spiro, dyrektor zarządzający Spiro Sovereign Strategy w Londynie. – Nie ma jednak mowy o tym, żeby szczyt UE dał początek trwałemu trendowi na rynkach kapitałowych – uważa Spiro.

Wydaje się, że agencje ratingowe nie wierzą w możliwość reformy Unii. Wczoraj Standard & Poor's zapowiedział możliwość obniżenia jej oceny.

Iskrzy też między Brukselą a Berlinem. Najważniejsza trójka unijnych polityków: Herman Van Rompuy, Jose Barroso i Jean-Claude Juncker – czyli szefowie Rady Europejskiej, Komisji Europejskiej i eurogrupy, wezwali do przeprowadzenia zmian, które skutecznie wzmocnią dyscyplinę budżetową w krajach strefy euro, ale nie będą wymagać długotrwałej procedury ratyfikacyjnej i zgody Parlamentu Europejskiego. Według tych trzech polityków nawet jeśli szczyt zakończy się pełnym porozumieniem, to nie przekona ono rynków, bo jego realizacja potrwa lata – o ile nie zostanie odrzucona przez któreś z państw członkowskich – mówi Herman Van Rompuy.