– Mogę się zgłosić na ochotnika do zdemontowania strefy euro. Mam doświadczenie w likwidowaniu unii walutowej pomiędzy Czechami i Słowacją – twierdzi czeski prezydent Vaclav Klaus. Nie sposób odmówić mu racji. Kontrolowany rozpad tej unii jest bowiem przedstawiany przez ekonomistów jako uwieńczony sukcesem, szybki i bezbolesny.
Z początku wyglądało jednak, że będzie inaczej. Na przełomie 1992 i 1993 r. trwał potężny odpływ kapitału ze Słowacji do Czech. Słowaccy przedsiębiorcy i obywatele obawiali się, że po rozpadzie państwa nowa słowacka waluta (mająca
być wprowadzana stopniowo) ostro straci na wartości. Władze w Pradze i Bratysławie zdecydowały się więc na odważny krok: przyspieszenie rozpadu unii walutowej.
Do tajnych negocjacji w tej kwestii doszło w styczniu 1993 r., a 2 lutego ogłoszono, że 8 lutego korona czechosłowacka zostanie zastąpiona przez koronę czeską i słowacką. Szybko wprowadzono ograniczenia w przepływie kapitału. Zachęcano obywateli do wpłacania pieniędzy do banków, limitując im ilość gotówki, jaka może zostać wymieniona na nowe waluty. W ciągu kilku dni w Czechach i na Słowacji naklejono na wszystkie banknoty znaczki wskazujące, że będą one traktowane jako nowe narodowe środki płatnicze. Później stopniowo wycofywano je z obiegu, wprowadzając nowe korony.
– Koszt tej operacji był stosunkowo mały, a porządek został szybko przywrócony na rynkach walutowych obu państw – wspomina Miroslav Singer, szef Czeskiego Banku Narodowego.