Dane z rosyjskiej gospodarki za styczeń okazały się tak złe, że zaskoczyły nawet pesymistów. Przemysł był na minusie, inwestycje rok do roku zmniejszyły się o 7 proc., co jest najgorszym wynikiem od stycznia 2010 r. Handel detaliczny – jedna z dźwigni rosyjskiego PKB – spowolnił do 2,4 proc., co także jest czteroletnim minimum. Jednak wtedy gospodarka dochodziła do siebie po głębokim kryzysie i z miesiąca na miesiąc wyniki były coraz lepsze.
Spadły też realne dochody ludności (-1,5 proc.), a nominalny wzrost średniej płacy (+8,7 proc.) był niższy tylko w kryzysowym 2009 r. Gazeta „Wiedomosti" dowiedziała się w kręgach rządowych, że styczniowy PKB był na minusie (oficjalnych danych jeszcze nie ma).
Jewgienij Nadorszin, ekonomista grupy kapitałowej AFK Sistiema, jest pesymistą co do poziomu inwestycji w tym roku. – Biorąc pod uwagę tak duże spowolnienie w handlu detalicznym, nie wykluczam, że nasza gospodarka już jest w recesji – wskazuje.
Swój wkład w pogorszenie sytuacji ma także rubel, który od początku roku bije kolejne rekordy osłabienia. Na moskiewskiej giełdzie w ostatnią środę dolar kosztował 49,07 rubla, a euro – 35,75. W wypadku euro to rekord historyczny, a dolar jest najmocniejszy od marca 2009 r.
Rynek przestraszył się zapowiedzi Ministerstwa Finansów, że 20 lutego rozpocznie skup waluty z banku centralnego na potrzeby funduszu rezerwowego kraju. Poziom dziennych zakupów ma wynieść 3,5 mld rubli, nic więc dziwnego, że na giełdzie dolary i euro stały się gorącym towarem. Drugim czynnikiem osłabiającym rubla była eskalacja wydarzeń na Ukrainie.