745 zł pożyczają średnio stali klienci firm „chwilówkowych"
W pierwszej wersji projektu koszty pożyczki miały nie przekraczać 30 proc. jej wysokości, bez względu na to, na jaki okres została udzielona. Po konsultacjach z branżą limit podwyższono do 50 proc. Jednak w najnowszej wersji projektu zapis ponownie zmieniono.
Stanęło na tym, że pozaodsetkowe koszty pożyczki nie mogą przekroczyć 25 proc. jej wartości plus 30 proc. za każdy rok trwania umowy. Łącznie nie mogą przekroczyć 100 proc. pożyczonej kwoty. To oznacza, że firma, pożyczając na 30 dni, będzie mogła zarobić nie więcej niż 29 proc. udostępnionej klientowi kwoty. Złożą się na nią: maksymalne odsetki (16 proc. rocznie) i maksymalny koszt kredytu (25 proc. plus 1/12 z dodatkowych 30 proc.). Ale już przy kredycie na rok, koszt będzie dwa razy większy.
Koniec chwilówek?
Firmom pożyczkowym sam pomysł ustalenia limitu nie podobał się od samego początku. Ale po tym, jak światło dzienne ujrzała najnowsza jego wersja, zaczęły bić na alarm. Najgłośniej słychać Związek Firm Pożyczkowych, zrzeszający 12 firm udzielających głównie tzw. mikropożyczek na 30 dni. Ich zdaniem limit w obecnej postaci godzi właśnie w firmy, które pożyczają na krótko i z tego tytułu ponoszą znacznie większe ryzyko, które musi zostać wliczone w koszty.
– Pomysł Ministerstwa Finansów w praktyce oznacza to, że oferty pożyczek krótszych niż 4-miesięczne znikną z rynku. Ponieważ w związku z pozostałymi regulacjami wzrosną również koszty działania firm, ekonomicznie nieuzasadnione będzie ponadto udzielanie drobnych pożyczek w ramach nowego limitu – mówi Jarosław Ryba, przewodniczący ZFP.
Limit kosztów bowiem to nie wszystko, co chce zrobić rząd, aby ucywilizować rynek pozabankowy. Aby ograniczyć firmom pożyczkowym obchodzenie limitu kosztów poprzez przedłużanie pożyczek w nieskończoność, zapisy ustawy obejmują limitem wszystkie udzielone, dopóki łączny czas ich trwania nie przekroczy 120 dni. Część firm zarabia bowiem na pobieraniu opłat karnych za przedłużenie terminu spłaty oraz za windykację. To też resort chcą ukrócić, ustalając limit kosztów windykacyjnych na 6-krotność stopy lombardowej NBP, czyli dzisiaj 24 proc.