Czy polskiemu sektorowi bankowemu potrzebna jest repolonizacja – zastanawiali się uczestnicy debaty „Rzeczpospolitej" „Udomowienie sektora bankowego w Polsce – kapitał rodzimy w sektorze finansowym, doświadczenia ze świata a polska perspektywa".
Za dużo zagranicy
Prof. Tomasz Gruszecki z Katedry Ekonomii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego zauważył, że w polskim sektorze bankowym dominuje kapitał zagraniczny, stanowiący 60 proc., podczas gdy w krajach rozwiniętych wynosi 15–20 proc. W Europie Środkowej większy jego udział notują tylko Węgry (70 proc.).
Ponadprzeciętną obecność kapitału zagranicznego prof. Gruszecki tłumaczy tym, że po 1989 r. do banków, wcześniej funkcjonujących jako oddziały NBP, wpuszczono za dużo zagranicznych podmiotów. Choć pierwotnym celem było ożywienie konkurencji, silniejsi konkurenci zdominowali sektor: – Dla banków zagranicznych korzystniej było wejść na rynek kredytów mieszkaniowych i konsumpcyjnych, które dawały pewne zabezpieczenie, a nie kredytów inwestycyjnych. Trzeba dbać o to, by kapitał polski był silniejszy i w sytuacji, gdy kolejne banki zagraniczne będą miały trudności, próbować je kupić. Trzeba czekać na okazję, ale nie traktować jako dyrektywy potrzeby posiadania np. 5 proc. więcej banków polskich – przekonywał prof. Gruszecki.
Dr Waldemar Kozioł z Uniwersytetu Warszawskiego zauważył, że ważniejsze niż procent kapitału zagranicznego jest to, jak jest on skoncentrowany. – Historycznie sprzedawaliśmy banki strategicznym inwestorom zagranicznym, których celem było objęcie kontroli kapitałowej nad bankami, a także kontroli nad procesami menedżerskimi, funkcjonowaniem banków i decyzjami na poziomie sposobu inwestowania. Dlatego kapitał zagraniczny to u nas kapitał strategiczny. Gdyby był on rozproszony, problemu by nie było. Bo jeśli centra strategiczne znajdują się w Polsce i tu podejmowane są decyzje, kapitał zagraniczny jest mało istotny – mówił dr Kozioł.
Eksperci zauważyli, że wrażenie, iż przewaga kapitału zagranicznego w sektorze bankowym pomogła Polsce przejść łagodnie kryzys z lat 2007–2008, jest błędne. – Spora część banków kontrolowanych zagranicznie miała obniżone, a właściwie bardzo mocno przycięte, limity kredytowe na polskim rynku i de facto z tego rynku schodziły. Czasami pewnych procesów nie widzimy, ale możemy dostrzec ich odpryski – banki ograniczają akcję kredytową i są mniej skłonne finansować inwestycje, czasem dlatego, że poniosą zbyt duże ryzyko, a czasem, bo limity kapitałowe są tak ustawione międzynarodowo, że polski rynek jest naprawdę mało istotny – tłumaczył dr Kozioł.