Inwestycje alternatywne

Zamieszanie na światowych giełdach i niezbyt pewna przyszłość sprawia, że coraz więcej inwestorów szuka sposobów zróżnicowania swoich portfeli inwestycyjnych poprzez instrumenty niezwiązane bezpośrednio z akcjami czy obligacjami. Decydują się na tzw. alternatywne sposoby inwestowania. Mają one to do siebie, że ich pozytywny wynik nie zależy od ciągłych wzrostów na rynkach akcji. Co więcej, nawet w okresach spadków i załamań koniunktury ich wyniki mogą być imponujące.

Publikacja: 14.04.2008 03:47

Inwestycje alternatywne

Foto: Rzeczpospolita

Jeżeli zostaną właściwie zrozumiane i odpowiednio wykorzystane, mogą wnieść pozytywny wkład w całościowy wynik portfela inwestycyjnego.Pod pojęciem inwestycji alternatywnych rozumie się zazwyczaj zaangażowanie kapitału poza rynkiem akcji, obligacji i klasycznych funduszy inwestycyjnych. Chodzi więc głównie o fundusze strukturyzowane (w szczególności inwestujące poza rynkiem kapitałowym), hedgingowe oraz inwestycje w nieruchomości, sztukę czy przedmioty kolekcjonerskie. Tak też podzieliliśmy dzisiejszy dodatek „Rzeczpospolitej”: zarządzane samodzielnie inwestycje na rynku ruchomości, nieruchomości, opcji i kontraktów futures, oraz inwestycje poprzez fundusze – strukturyzowane i hedgingowe, oferowane zarówno „zwykłym” klientom, jak i krezusom, obsługiwanym w ramach private bankingu. Oferta tego typu produktów rośnie z miesiąca na miesiąc, bo zainteresowanie jest spore. Dla przykładu, w Europie wartość środków zainwestowanych w robiące dziś największą karierę produkty strukturyzowane zbliża się do 10 proc. tego, co ulokowano tam w tradycyjnych funduszach inwestycyjnych. W Polsce, według szacunków, zainwestowano w ten sposób ok. 10 mld złotych. I nie ma się co dziwić: fundusze strukturyzowane oferują inwestycje na stale rosnących rynkach niedostępnych dla zwykłego śmiertelnika, w dodatku gwarantując odzyskanie zainwestowanego kapitału.

Hedging i produkty strukturyzowane.Rynek finansowy otwiera przed inwestorami nowe możliwości, wcześniej dostępne wyłącznie dla bogatych specjalistów

Rynek kapitałowy potrzebował rozwiązań, które pozwalałyby zarabiać zarówno na wzrostach, jak i spadkach. Tak powstały produkty strukturyzowane. Zarządzający nimi inwestują na kilku rynkach jednocześnie – kapitałowym, towarowym, nieruchomości i walutowym. Wzrosty aktywów nie zależą więc od aktualnej koniunktury na giełdzie. Co więcej, uczestnictwo w nich nie jest już uzależnione od zamożności klienta. By wykupić jeden z wielu oferowanych obecnie produktów strukturyzowanych – polisę Mocca, wystarczy 5 tysięcy złotych.

Zysk finansowy generowany przez produkt strukturyzowany zależy od kształtowania się wartości składników koszyka aktywów, na których taki instrument jest oparty. Mogą to być: kursy papierów wartościowych, wartości indeksów giełdowych, kursy walut obcych, ceny surowców, stopy procentowe itd. Wspomiana już Mocca powiązana jest z cenami kontraktów terminowych trzech surowców – kawy, cukru i kakao. Jeżeli na koniec 2,5-rocznego okresu inwestycyjnego ceny tych surowców będą wyższe niż w dniu rozpoczęcia inwestycji, kupujący otrzymają zwrot gwarantowanych 95 proc. kapitału powiększony o premię w wysokości od 40 do 55 proc.

Osobną kategorię stanowią fundusze hedgingowe. Stosują one szereg skomplikowanych strategii inwestycyjnych: lewarowanie, krótką sprzedaż, instrumenty pochodne, arbitraż oraz szerokie spektrum aktywów rynkowych. Inwestują na wszystkich rynkach, a w ich portfelach znajdują się surowce (ropa naftowa, gaz), metale szlachetne (złoto, srebro, pallad, platyna), metale nieszlachetne (miedź, aluminium, nikiel, cynk), płody rolne, waluty różnych krajów.

Według raportu Greewich Alternative Investments, Hedge Fund Index, ubiegły rok światowe fundusze hedgingowe zamknęły zyskiem 11,2 proc., podczas gdy inne kluczowe indeksy były dużo niżej – np. Standard & Poor’s zyskał 5,5 proc., a FTSE100 – 3,8 proc. Za ostatnie pięć lat średnia roczna stopa zwrotu funduszy hedgingowych wg Greewich Alternative Investments wyniosła 11,6 proc.

Produktów strukturyzowanych i hedgingowych przybywa na polskim rynku bardzo szybko. Oferują je głównie towarzystwa inwestycyjne banków lub ubezpieczycieli, m.in. KBC TFI, BPH TFI, Pioneer Pekao TFI, CU TFI.

ks

Ofertadomów maklerskichBy inwestować na rynku opcji i futures, trzeba mieć sporą wiedzę, bo to skomplikowana materia. Nie ma za to znaczenia, ile pieniędzy mamy do dyspozycji

W ofercie domów maklerskich są np. kontrakty terminowe na surowce: złoto, srebro czy np. nośniki energii: ropę, gaz ziemny.

Marcin Rupiński, kierownik rynków zagranicznych z DM Banku Ochrony Środowiska, zwraca uwagę na coraz większe zainteresowanie klientów tego typu inwestycjami. W trudnych czasach, gdy ceny na giełdach akcji zmieniają się bardzo dynamicznie, jest to doskonały sposób zróżnicowania portfela. Dodatkowym argumentem przemawiającym za dalszym rozwojem tego segmentu rynku są rosnące na świecie ceny surowców.

Z tego powodu DM BOŚ zamierza już w kwietniu uruchomić handel kontraktami na produkty spożywcze, takie jak soja, kukurydza, owies i pszenica. By zacząć handel w tym segmencie rynku, trzeba dysponować kwotą od 0,5 do 3,5 tys. dolarów. Takie są bowiem – w zależności od instrumentu – stawki depozytów zabezpieczających.

Większe zainteresowanie handlem tego typu produktami widać też w Domu Maklerskim X-Trade Brokers. O ile do niedawna około 98 proc. transakcji dotyczyło rynku walutowego, obecnie jedną czwartą stanowią transakcje towarowe z mocnym akcentem na produkty zbożowe.

Wartość depozytów zabezpieczających na produkty spożywcze wynosi od 520 zł do 1200 zł. W X-Trade Brokers można handlować kontraktami między innymi na soję, pszenicę, kakao, bawełnę, a także wołowinę i półtusze wieprzowe.

c.a.

Mieszkania i domy.Bułgaria, Chorwacja i – mimo korekty na lokalnym rynku – nadal Hiszpania. Tam Polacy najchętniej inwestują w nieruchomości mieszkaniowe

Firm pośredniczących w takim zakupie jest coraz więcej. Mimo to, jak szacują sami pośrednicy, przez ich ręce przechodzi najwyżej co trzecia transakcja. A oferta największych biur jest imponująca – od ręki proponują nawet ponad setkę lokali na każdym z najpopularniejszych rynków. Jeśli klient nie znajdzie nic interesującego w stałej ofercie, pośrednicy poszukają dla niego konkretnego lokalu. W przypadku Bułgarii popularne są zarówno wakacyjne apartamenty i domy nad morzem czy w górach, jak i mieszkania w Sofii. Najczęściej kupowane z myślą o wynajmie i zarobku na rosnącej wartości. Barierą wejścia na bułgarski rynek jest ok. 30 – 40 tys. euro – tyle trzeba zapłacić za najtańsze lokale nad Morzem Czarnym. Nieco drożej jest w Chorwacji. Na tym rynku, inaczej niż w przypadku Bułgarii, część Polaków inwestuje także w grunty.

Inaczej sprawa wygląda w przypadku Hiszpanii. Tam coraz więcej inwestorów myśli nie o samym zarobku na nieruchomości (zwłaszcza że analitycy wieszczą pogłębienie się kryzysu na hiszpańskim rynku). Chcą sami korzystać z domu czy apartamentu. Mieszkania w mniej popularnych nadmorskich miejscowościach, dalej od plaży, kosztują od ok. 100 tys. euro. Górną granicę ciężko ustalić – oferowane są rezydencje w cenach nawet po kilkanaście milionów euro.

W celach czysto inwestycyjnych Polacy coraz częściej szukają mieszkań w stolicach państw naszego regionu. Akceptujący większe ryzyko skłaniać powinni się ku stolicom Rumunii i Ukrainy. W miastach tych jest najniższy w Europie odsetek mieszkań przypadających na tysiąc mieszkańców (odpowiednio 405 i 372). Średnia dla regionu środkowoeuropejskiego to 435 lokali. Według analityków Reas oraz Jones Lang LaSalle, właśnie w Kijowie i Bukareszcie potencjalny popyt będzie wysoki, a oferta lokali jest wciąż niska. To warunki do szybkich wzrostów cenowych. Analitycy przestrzegają jednak, że i ryzyko zainwestowania w tych miastach jest wyższe. Z kolei z nieco bardziej egzotycznych miejsc liderem zainteresowania Polaków jest Dubaj. Choć pośrednicy przyznają, że na razie jest wiele zapytań i niewiele transakcji. Ceny zaczynają się od nieco ponad 100 tys. euro. Wielu analityków twierdzi, że region ten czekają kolejne lata intensywnych wzrostów na rynku nieruchomości. Marcin Zwierzchowski

Inwestycje w złotoMetale szlachetne w ostatnich tygodniach biły swoje historyczne rekordy. Choć ich kurs już się nieco uspokoił, to – zdaniem analityków – cały czas warto w kruszce inwestować

Analitycy zgodnie powtarzają znane powiedzenie, że jedynie złoto to pewna inwestycja w niepewnych czasach. – Z jednej strony banki centralne stale zwiększają ilość pieniądza na rynku, z drugiej jest realna groźba rozszerzenia globalnego kryzysu finansowego. W tej sytuacji kruszce nie będą taniały – mówi Paul Polaczek z New World Alternative Investments.Każdy ma możliwość inwestowania w kruszce – najprostszy jest zakup złota w formie sztabek w Mennicy Polskiej lub monet kolekcjonerskich w Narodowym Banku Polskim. W tym ostatnim przypadku liczy się nie tylko wartość kruszcu, ale także rzadkość samej monety. Po kilku latach zależnie od liczby egzemplarzy na rynku może być znacznie droższa niż metal, z którego jest wykonana.

Można też kupować biżuterię – w tym przypadku liczy się jednak nie tylko wartość metalu, ale także wzornictwo i koszt robocizny. Niekoniecznie więc wartość np. pierścionka czy łańcuszka będzie rosła proporcjonalnie do wzrostu notowań na giełdach, choć ceny w sklepach na pewno.

Polskie firmy jubilerskie na razie drastycznie nie podniosły cen, bowiem wzrost wartości złota jest w znacznym stopniu amortyzowany przez rekordowo silną wobec dolara złotówkę. W ubiegłym roku cena złota liczona w dolarach skoczyła o ponad 30 proc., podczas gdy w złotówkach wzrost wyniósł jedynie ok. 10 proc. Jednak od początku tego roku kruszec liczony w naszej walucie zdrożał o kolejne 10 proc., dlatego klienci niedługo odczują to w sklepach.

pm

Piotr Leśniewski Dyrektor rozwoju operacji biznesowych w Mennicy Polskiej

RZ: Warto inwestować w złoto?

Piotr Leśniewski: Analitycy i znawcy rynku twierdzą, ze złoto ma jeszcze potencjał wzrostu, szczególnie w świetle nadal słabnącego dolara, oczekiwania dalszych cięć stóp procentowych w USA powodują jego wyprzedaż. Rosną też inflacja, ceny ropy, surowców i żywności. Złoto w takich sytuacjach jak obecna jest postrzegane jako bezpieczna przystań. Stąd widzimy znaczny wzrost popytu powodujący wzrost cen tego kruszcu w ostatnich kilkunastu miesiącach.

Mennica sprzedaje sztabki złota - czy jest większe zainteresowanie? Obserwujemy silny wzrost popytu na złote sztabki i monety – produkowane u nas emituje i sprzedaje NBP, widzimy istotny wzrost zamówień. Sprzedajemy też złote sztabki inwestycyjne różnych nominałów wagowych od 5 g do 1 kg. W ostatnich miesiącach sprzedajemy 15 – 20 kg miesięcznie a jeszcze rok temu średnia miesięczna sprzedaż wynosiła ok. 10 kg.

Czy trend się utrzyma?

Sądzimy, że odnotowany w ostatnich miesiącach wzrost sprzedaży utrzyma się i sprzedaż może jeszcze rosnąć – będzie to jednak zależało głównie od sytuacji na GPW, z której inwestorzy w ostatnich miesiącach wycofują część środków i poszukują alternatywnych produktów inwestycyjnych. Dopóki inwestorzy nie nabiorą przekonania, że warszawska giełda znowu pozwoli na godziwe zyski, złoto będzie nadal świecić jasnym blaskiem również na rynku polskim.

rozm. Piotr Mazurkiewicz

Zyskowne zdjęcia

Zainteresowanie fotografią zwiększa się – choć większość transakcji zawierają kolekcjonerzy, rola inwestorów rośnie.W Polsce kupowane są także zdjęcia znanych światowych fotografów jak Henri Cartier--Bressona (ostatnio za 23 tys. zł) czy Richarda Avedona za 25 tys. zł. W ub.r. najdrożej sprzedaną odbitką kolekcjonerską był Autoportret Stanisława Ignacego Witkacego z początku XX wieku, wylicytowany za 21 tys. zł.Dziesięć najdrożej sprzedanych fotografii kolekcjonerskich 2007 roku osiągnęło łączną wartość ponad 108 tys. zł.

Lokata w meble

Na świecie obrót zabytkowymi meblami jest od dawna ważnym źródłem dochodów domów aukcyjnych. W Polsce także rośnie zainteresowanie takimi zakupami, coraz częściej traktowanymi z myślą o inwestycji. W ub.r. dziesięć największych transakcji sprzedaży mebli osiągnęło łączną wartość 430 tys. zł. Większe obroty zanotowano jedynie w malarstwie – dawnym i współczesnym. Przybywa sklepów wyspecjalizowanych w sprzedaży i renowacji starych mebli i bibelotów. Podobnie jak w innych zakupach dzieł sztuki nie ma co liczyć na wielkie zyski w krótkim czasie, zakupów zaś trzeba dokonywać bardzo ostrożnie.

Zarobić na sztuce

Obrazy także zaczynają byćw Polsce traktowane jako sposób na inwestycje. Choć największym transakcjom daleko do rekordów z zagranicy, rynek stale rośnie. Wartość obrotu dziełami sztuki – tak przez domy aukcyjne, jak i galerie – wynosi już nawet 300 mln zł zł rocznie. Większość przypada na malarstwo – głównie dawne, ale sztuka nowoczesna też jest coraz popularniejsza. Nadal wielu amatorów ma porcelana, rzeźba czy srebra. Zdaniem przedstawicieli domów aukcyjnych sztuka nie jest sposobem dla osób poszukujących dużych zwrotów z zainwestowanego kapitału w krótkim czasie. Trzeba także bardzo uważać, aby nie kupić falsyfikatu. Dlatego jeśli nie jest się ekspertem, raczej trzeba unikać zakupów, zwłaszcza podejrzanych okazji, poza oficjalnym obiegiem. Warto też skorzystać z porad ekspertów i firm doradczych, które są gotowe skompletować dla nas kolekcję dzieł, na której najłatwiej będzie zarobić.Nie gwarantują oczywiście konkretnego zysku, ale są w stanie uchronić przed falsyfikatami.

Znaczki pocztowe

Znaczki dotychczas traktowane były raczej jako kosztowne hobby, jednak od czasu nagłośnionego przypadku kolekcji poczty powstańczej, kupionej za niemal 200 tys. euro, zaczęto traktować filatelistykę także jako inwestycję.

Kompletny zbiór znaczków z czasów PRL kosztuje dzisiaj 10 tys. zł, a za kilka lat może być warty nawet kilka razy tyle. Podobnie kolekcja z Wolnego Miasta Gdańska – kosztuje dzisiaj 40 tys. zł i na pewno nie straci na wartości. Zwłaszcza, że kolekcje polskich znaczków powstają dzisiaj w Azji czy USA.

Obrót znaczkami w naszym kraju rośnie – kilka lat temu część zbiorów jednego z polskich kolekcjonerów została sprzedana za ponad1 mln dol. W ostatnich latach najwyższa ujawniona transakcja warta była 40 tys. zł, co nie znaczy, że nie mogły być zawierane większe. Najdroższy polski znaczek o nominale 10 koron z czarnym nadrukiem wydany w Krakowie w 1919 roku może kosztować ponad 220 tys. zł. Jak oceniają filateliści, na świecie zachowało się ich jedynie kilkanaście.

pm

Finanse
Najwięksi truciciele Rosji
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Finanse
Finansowanie powiązane z ESG to korzyść dla klientów i banków
Debata TEP i „Rzeczpospolitej”
Czas na odważne decyzje zwiększające wiarygodność fiskalną
Finanse
Kreml zapożycza się u Rosjan. W jeden dzień sprzedał obligacje za bilion rubli
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Finanse
Świat więcej ryzykuje i zadłuża się. Rosną koszty obsługi długu