Premier Donald Tusk ogłosił, że wreszcie ma zgodę koalicjanta na propozycję rodzinnego podatku liniowego. Fakt, że podkreślił “rodzinnego”, świadczy o tym, że odbyły się ostre negocjacje pomiędzy koalicjantami, w których zapewne PO w zamian za poparcie dla swojego pomysłu złożyła PSL pewne obietnice. Jakie? Tego na razie możemy się tylko domyślać.
Jednocześnie toczą się prace nad reformą systemu emerytalno-podatkowego dla rolników. Może więc ustępstwa Platformy Obywatelskiej dotyczą tej kwestii? Wkrótce zapewne przestanie to być tajemnicą. Gorzej, że trzeba jeszcze przekonać opozycję i prezydenta, a dla nich “nie” dla liniowego jest takim samym sztandarowym hasłem jak “tak” dla PO.
Mam wrażenie, że w tej chwili nie chodzi już o to, że podatek liniowy jest prostszy i łatwiejszy w rozliczeniu dla podatników i urzędników. Tym bardziej że tak naprawdę od stycznia przyszłego roku, po wejściu w życie dwóch stawek: 18 i 32 proc., przytłaczającą większość społeczeństwa i tak obejmie jedna, niższa stawka. Teraz premierowi i rządowi zależy na sukcesie, a przyjęcie przez parlament ustawy wprowadzającej podatek liniowy mogłoby za takowy uchodzić. Pytanie tylko, czy warto.
Czas stracony na walkę z opozycją o podatek, który de facto i tak zostanie wprowadzony, mógłby zostać wykorzystany na przygotowanie i wprowadzenie innych reform.